🦡 Drugi Eon W Dziejach Ziemi

Warto jeszcze zaznaczyć, że akurat pliocen to jest też podobne ułożenie kontynentów, ponieważ to jest bardzo ważne. Ludzie na to nie zwracają uwagi. Ja często słyszę argument, że kiedyś to było dużo cieplej. No tak, kiedyś było dużo goręcej. Mieliśmy okresy w dziejach Ziemi, kiedy było 13 stopni więcej niż obecnie.
Liczba wyświetleń: 793Zastanówmy się, co właściwie można rozumieć pod pojęciem „koniec świata”, czy taki „koniec” jest możliwy, a także czy podobne „końce” miały już miejsce w przeszłości. CZYM BYŁBY KONIEC ŚWIATA?Tak naprawdę nie wiadomo, co dokładnie oznacza słowo „świat”, a bez sprecyzowania znaczenia tego określenia trudno byłoby snuć rozważania o mającym nastąpić końcu. Na pytanie, czym jest świat, różni ludzie udzieliliby zapewne rozmaitych odpowiedzi. Można więc dojść do wniosku, że świat to pojęcie relatywne i subiektywne, gdyż każdy z nas gdzie indziej widzi jego w tym nawet ludzie mieszkający w naszym otoczeniu, traktują jako swój świat tylko miejsce, w którym żyją, ewentualnie także miejsca, do których mogą dotrzeć. A że są na ogół mało mobilni, ich świat ogranicza się w praktyce do wsi, w której mieszkają, czasem obejmując także pobliskie miasto, do którego od czasu do czasu zdarza im się wybrać na targ. Takie podejście nie jest wcale obce milionom innych ludzi, żyjących z dala od „cywilizacji białego człowieka”. Dla nich świat kończy się na brzegu rodzimej wyspy lub na brzegu rzeki, której nigdy nie przekroczyli (bo nie mieli ani nie widzieli takiej potrzeby). Dla Europejczyków jeszcze całkiem do niedawna świat kończył się na brzegu Atlantyku, co i tak było wyrazem naprawdę szerokiego spojrzenia, i właśnie dlatego Amerykę do dziś nazywa się Nowym Światem. A dla niegdysiejszych warszawiaków świat był widać o wiele mniejszy, skoro nowym światem było już tylko przedłużenie znanego im jako tako przedmieścia (zwanego krakowskim). Ich świat sięgał więc jedynie tak daleko, jak najbliższe otoczenie ich miejscowości. Zdecydowanie nie o końcu takiego świata chcemy tu pisać, choć musimy pamiętać, że na przykład zalanie wysp archipelagu Kiribati w wyniku podnoszenia się poziomu wszechoceanu, co jest z kolei rezultatem przybierającego na sile efektu cieplarnianego, będzie dla ich mieszkańców równoznaczne z końcem świata, a przynajmniej z końcem świata, jaki odkrywcy, ludzie oczytani i wykształceni, zawsze wyznaczali granice świata o wiele dalej niż żyjący tylko codziennymi sprawami tubylcy, których nie za bardzo interesowało, co znajduje się za sąsiednią górą, rzeką czy poza przedmieściem ich osady. Dziś każdy, kto naprawdę przejął się wiedzą oferowaną mu przez szkołę (podstawową…), wie, że świat nie kończy się nie tylko na wybrzeżach naszego kontynentu, ale nawet że sięga znacznie dalej, poza Ziemię. Częścią świata dla takich nietuzinkowych jednostek są też Księżyc, planety i Słońce, a nawet gwiazdy, w tym takie, które nie leżą w Drodze Mlecznej zwanej z grecka Galaktyką (w języku tym gála znaczy „mleko”). Aby odróżnić swój świat od świata mniej interesującego się nauką sąsiada, nazywają go często wszechświatem. Ale też ludzie tacy często wiedzą, że skoro wszechświatem jest wszystko, co można dostrzec na niebie (a także i na ziemi…), to trudno byłoby spodziewać się, że nagle całą tę niezmierzoną przestrzeń ogarnie jakaś uniwersalna (bo przecież nie globalna!) katastrofa, a co dopiero że nagle nastąpi jej kres. Jeśli nawet tak nowocześnie postrzegany świat (tudzież wszechświat) kiedyś zakończy swoje istnienie, to stanie się to nie dziś, nie za rok ani nawet nie za milion lat, i będzie to raczej proces, i to rozciągnięty w czasie w sposób, którego nie da się właściwie objąć wyobraźnią, niż pojedyncze zdarzenie, trwające minuty, dni czy najwyżej miesiące. Gwałtowny, katastroficzny koniec tak rozumianego świata uznajmy więc za koncepcję niedorzeczną, absurdalną i w najwyższym stopniu niezgodną z naszą wiedzą, i wykreślmy z listy tematów, którymi będziemy się tu najwięcej mieszkańców Polski czy Europy utożsamia świat z naszą planetą. Taki sposób rozumienia wynieśliśmy ze szkoły, ale też takie właśnie wyobrażenie zostało ukształtowane w przeszłości poprzez oddziaływanie (różnych) religii, a dziś jest wzmacniane przekazem pochodzącym z katastroficznego kina science fiction (często miernej jakości). Oto na nasze głowy spada potężnych rozmiarów meteoryt. Taka wizja przypomina chyba najbardziej biblijną, w której mowa o tym, że w dniach ostatnich na ziemię będą spadać gwiazdy. W innych znów filmach zatrzymuje się jądro naszej planety, zanika jej pole magnetyczne, wybucha megawulkan, podnosi się poziom wody w oceanach ponad wszelkie wyobrażalne normy, pojawiają się anomalie pogodowe prowadzące do wystąpienia bądź to skrajnych upałów, bądź też przeciwnie, niespotykanych dotąd mrozów. Bywa wreszcie i tak, że przybywają do nas kosmiczni bracia w rozumie, wszak z niezbyt braterskim przesłaniem. Oto bowiem zamiast podzielić się z nami swoją olbrzymią wiedzą i umiejętnościami pozwalającymi im na pokonywanie astronomicznych odległości, podstępni kosmici dokonują na nas agresji, albo z powodu wojowniczej natury, albo też po to, by naszym kosztem przedłużyć istnienie własnego ginącego świata. W każdym z tych scenariuszy w najbardziej nieodpowiednim momencie wydarza się coś niesłychanie złowróżbnego, coś, co wywołując lawinę kolejnych katastroficznych wydarzeń, przyczynia się do zagłady milionów istnień ludzkich i do zniszczenia osiągnięć świata jako planety, którą zamieszkujemy, tak naprawdę wywodzi się jeszcze z tej zamierzchłej epoki, gdy ówcześni wykształceni ludzie wyobrażali sobie, że to właśnie nasza planeta stanowi ośrodek wszechrzeczy, nad którym krążą ciała niebieskie (stworzone tylko po to, by uprzyjemniać człowiekowi życie). Na granicy świata znajduje się firmament, czyli sfera gwiazd stałych (firmus po łacinie znaczy właśnie „stały”), które są do owego tajemniczego firmamentu zapewne czymś przylepione, skoro na ogół się od niego nie odrywają i co najwyżej krążą wraz z nim wokół bieguna, wyznaczonego przez gwiazdę biegunową czyli polarną (łacińskie słowo polus, pochodzące z kolei z języka greckiego, znaczy „biegun”, „oś obrotu”). Czasem jedynie jedna z takich gwiazd traci przyczepność i zlatuje nam na głowę. A poza rzeczonym firmamentem jest już „tamten świat”, gdzie przebywają dusze zmarłych i różne nadnaturalne zdawałoby się dziś już odrzucony, a może wręcz zapomniany model świata w rzeczywistości ma się całkiem dobrze. Przecież mimo nauki wyniesionej ze szkoły i mimo wieluset lat, które minęły od przełomu kopernikańskiego, wielu z nas wciąż jest przekonanych, że gwiazdy mogą spadać na ziemię, i że taki właśnie masowy upadek będzie jednym z elementów końca świata. Za takie wyobrażenia winę ponosi zła tradycja podsycana przez religię, którą przecież nie bez powodu nasz słynny noblista Czesław Miłosz przyrównywał do ciemnogrodu. Szkoła stara się uczyć, że to, co czasem rzeczywiście spada na Ziemię, to nie gwiazdy, ale kawałki skał zwane ogólnie meteoroidami. Wśród nich wyróżnia się meteory, które spalają się całkowicie, zanim do nas dolecą, oraz meteoryty, których rozmiary są na tyle duże, że nie dopuszczają do ich całkowitego unicestwienia przed osiągnięciem powierzchni planety. Gwiazdy za to, w przeciwieństwie do meteoroidów, nie są rozżarzonymi skałami, ale kulami plazmy, a poza tym są znacznie większe nie tylko od wszelkich meteoroidów, ale także od całej Ziemi, a często nawet od Słońca. To, że wydają się tak małe, gdy na nie patrzymy, wynika tylko z kosmicznych odległości, które nas od nich dzielą. Jeśli nawet rzeczywiście będą kiedykolwiek mieć miejsce zdarzenia choćby tylko podobne do opisanych w Biblii, to na głowy ludzi na pewno nie spadną gwiazdy, bo jest to po prostu niemożliwe. Teoretycznie to co najwyżej Ziemia mogłaby spaść na jakąś gwiazdę: różnica mas obu ciał niebieskich byłaby bowiem tak wielka, że na gwieździe upadek Ziemi nie zrobiłby niemal żadnego wrażenia (to znaczy nie przyczyniłby się niemal w ogóle do zmiany jej trajektorii).Z tego, co dotąd wyjaśniliśmy, wynika, że choć „świat” to pojęcie różnie rozumiane, to jednak dziś najwięcej ludzi, zwłaszcza wykształconych, zdaje się utożsamiać świat z planetą, na której wszyscy zamieszkujemy. W dalszych rozważaniach przyjmiemy więc, że koniec świata oznacza to samo, co koniec Ziemi, a przynajmniej to samo, co koniec Ziemi, jaką znamy. Koniec nie musi przy tym oznaczać totalnej destrukcji, rozbicia planety w kosmiczny pył, choć i takiego zdarzenia nie można całkowicie wykluczyć. Nie jest ono w każdym razie niemożliwe, w przeciwieństwie do unicestwienia w jednej chwili całego końca naszego świata mogą być, jak się jeszcze okaże, najrozmaitsze, jednak wśród nich nie będzie na pewno spadania gwiazd na ziemię, ani nawet upadku Ziemi na gwiazdę – takie zdarzenie jest dopuszczalne jedynie teoretycznie, a gdyby nawet miało się zdarzyć, to chyba dopiero po miliardach lat od chwili obecnej, bo jak na razie nie widać w okolicy całych lat świetlnych żadnej kandydatki na naszą Nemezis. Między bajki musimy też włożyć opowieści o tym, jak to nagle Ziemia zatrzyma się w swoim ruchu postępowym lub obrotowym, bo byłoby to po prostu sprzeczne z prawami fizyki. Ewentualne zmiany w jądrze naszej planety musiałyby z fizykalnej konieczności zachodzić powoli, dlatego na pewno nie miałyby wymiaru katastroficznego, w przeciwieństwie do tego, co sugerują niektóre hollywoodzkie produkcje klasy C. Nie da się natomiast całkowicie wykluczyć upadku na Ziemię jakiegoś ciała niebieskiego, nawet całkiem sporej wielkości, choć ciało takie trudno naprawdę nazywać gwiazdą, nawet w przenośni, chyba że ktoś chce dać wyraz braków w elementarnym wykształceniu. Wykluczyć nie możemy też globalnego ocieplenia lub ochłodzenia (nawet jeśli w szczegółach scenariusz takiego zdarzenia różniłby się z pewnością od filmowego), zmian pola magnetycznego Ziemi (a w szczególności jej przebiegunowania), wybuchu superwulkanu, trzęsień ziemi na niewyobrażalną skalę czy poddanie naszej planety katastrofalnemu oddziaływaniu promieniowania pochodzącego z otchłani kosmosu. Nie wolno zapominać, że ludzkość jest w posiadaniu broni, która może przynieść zagładę całej planecie, jeśli różne narody nie nauczą się żyć razem w pokoju obok siebie. Poza tym nie możemy wykluczyć wszystkich negatywnych skutków naszego głodu wiedzy, w tym doświadczeń wykonywanych przez fizyków, którzy być może w końcu wygenerują obiekt (na przykład czarną dziurę), który może zakończyć nasze istnienie. Za wiarygodne musimy też uznać niektóre inne scenariusze końca świata, w tym nawet tak zdawałoby się mało prawdopodobną wizytę wrogo nastawionych kosmitów, bo przecież zdarzenia takiego nie wykluczają prawa fizyki, a jeśli nawet wydaje się ono zupełnie nieprawdopodobne, to tylko z powodu ograniczoności naszej obecnej wiedzy o świecie. Jednym słowem, z listy kandydatów na przyczyny końca świata wykluczymy to, co na pewno nie może się wydarzyć (na przykład z powodu ograniczeń o charakterze fizykalnym), pokrótce zaś przeanalizujemy to, co rzeczywiście mogłoby się wydarzyć (choćby i 21 grudnia 2012 roku…).Zatem podsumujmy. Przyczyną końca (naszego) świata może realnie być:– upadek asteroidy,– zmiana klimatu (globalne ocieplenie lub ochłodzenie),– przebiegunowanie,– wybuch superwulkanu,– trzęsienia ziemi o szczególnym nasileniu,– wzrost poziomu promieniowania kosmicznego (wynikający ze zwiększonej aktywności Słońca lub rozbłysku gamma),– wojna jądrowa,– groźne doświadczenia fizyków,– atak tym przeglądzie potencjalnych scenariuszy końca świata pomocna będzie na pewno analiza zdarzeń, które trudno rozpatrywać jedynie jako możliwe, ponieważ kiedyś już miały miejsce (a przynajmniej mamy takie wrażenie). Znajomość przeszłości naszej planety jest już dziś na tyle rozwinięta, że daje nam niemałą wiedzę o tego rodzaju zagrożeniach. Skorzystajmy więc z owej wiedzy, i zanim oddamy się czczym spekulacjom odnośnie tego, co wydarzy się za parę dni, przeanalizujmy to, co (jak sądzimy) już się kiedyś ZIEMIHipoteza katastrof, sformułowana w 1812 roku przez Georgesa Cuviera, ojca nauki o skamieniałościach, paleontologii, głosi, że w przeszłości Ziemią wstrząsały wydarzenia, których efektem było globalne wyniszczenie życia i inne drastyczne zmiany. Stworzono ją, by pogodzić obserwowaną różnorodność skamieniałości znajdowanych w różnych warstwach skał z wierzeniem o stworzeniu świata przez istotę wyższą – oto Bóg miał kilkakrotnie stwarzać świat, by następnie niszczyć go i na nowo powoływać do istnienia. Według jednej z wersji hipotezy takich aktów niszczenia i powtórnego stwarzania było trzy, a wcześniej istniejące, zniszczone katastrofą światy nazwano pierwszorzędem, drugorzędem i trzeciorzędem; obecny, czwarty świat konsekwentnie otrzymał nazwę się przede wszystkim, że podział na pierwszorzęd, gdy Ziemię zamieszkiwały wyłącznie ryby i ewentualnie płazy, drugorzęd, gdy pojawiły się na niej wielkie gady, trzeciorzęd, gdy rządziły wymarłe dziś ssaki, i czwartorzęd, wiek człowieka, jest zdecydowanie za mało precyzyjny. Dlatego właśnie w obrębie pierwszo- i drugorzędu, dziś zwanych odpowiednio paleozoikiem i mezozoikiem, da się wyróżnić mniejsze okresy, z których każdy charakteryzuje się właściwą sobie fauną, inną niż w okresach poprzedzającym i następującym. I tak, w obrębie paleozoiku (dawnego pierwszorzędu) okresów takich wyróżniono ostatecznie 6 (nazwano je kolejno: kambr, ordowik, sylur, dewon, karbon i perm), a w obrębie mezozoiku – 3 (są to: trias, jura i kreda). Być może zatem katastrof było więcej niż pierwotnie przypuszczano. Poznano też skały, leżące poniżej warstw kambryjskich, a erę, w których powstały, nazwano – co logiczne – prekambrem. Dalsze badania spowodowały domniemanie, że i wyróżnione okresy też nie były jednorodne, i że można w ich obrębie wyróżnić mniejsze odcinki czasu – epoki, które jeszcze da się podzielić na piętra. Już uczeń Cuviera, d’Orbigny, zmuszony był założyć, że w historii naszej planety nastąpiło 27 aktów stworzenia. Dziś liczba wyróżnionych pięter jest jeszcze większa: aktualny podział dziejów Ziemi zaprezentowano w innym mnożenia ponad miarę ilości aktów brutalnej ingerencji Stwórcy sprawiła, że hipotezę katastrof z czasem uznano za całkowitą spekulację wynikłą wyłącznie z rozważań religijnych i szkodzącą rozwojowi nauki. Dziś w nauce o Ziemi, zwanej geologią, istnieje podstawowa zasada aktualizmu, która w łagodnej wersji mówi, że w przeszłości na naszej planecie zachodziły takie same procesy, jakie zachodzą i dziś, a „teraźniejszość jest kluczem do przeszłości”. Interesujące jest, że w pierwszym sformułowaniu (dokonanym przez Jamesa Huttona) pochodzi ona z roku 1795, jest więc starsza od koncepcji katastrof. Ostateczną postać nadał jej jednak Charles Lyell w roku 1830. Współgra ona z zasadą gradualizmu, czyli stopniowych przemian świata istot żywych, wynikającą z teorii ewolucji biologicznej. Koncepcja zmian ewolucyjnych jest bardzo stara, ale właściwą podbudowę naukową nadał jej dopiero przyjaciel Lyella, Karol Darwin, w 1859 roku. Do podobnych wniosków w tym samym czasie doszedł niezależnie Alfred Wallace. Po wielu perypetiach biologię uwolniono w końcu od w żaden sposób niedającej się naukowo uzasadnić koncepcji kreacjonizmu, i podobnie w geologii zwyciężył aktualizm, zwany też uniformitaryzmem lub się, że zasada ta rzeczywiście uwalnia naukę od religijnych przesądów i tym samym kieruje ją na właściwe tory… – a jednak sprawa wcale nie jest taka prosta. Otóż nasza planeta nie istnieje od zawsze; jak wszystko co istnieje (chciałoby się powiedzieć: na tej ziemi, ale tu akurat byłoby to niezbyt adekwatne…), ma swój początek. Był więc czas, gdy nie było Ziemi, a po nim przyszedł czas, gdy Ziemia się pojawiła. Powstanie nowej planety nie zdarza się przecież na co dzień, trudno więc doprawdy twierdzić, że procesem tym kierowały te same siły, które działają i obecnie. A zatem zasada aktualizmu nie zawsze jest jednak prawdziwa: nie da się przy jej pomocy objaśnić najważniejszego wydarzenia w dziejach naszej planety – jej miało miejsce to dramatyczne wydarzenie? Cóż, badając zawartość różnych izotopów promieniotwórczych w próbkach skał, a także stosując inne, jeszcze bardziej wyrafinowane metody naukowego wnioskowania, można dowiedzieć się, kiedy powstała określona formacja geologiczna i kiedy żyły organizmy, których pozostałości dziś znajdujemy w postaci skamieniałości. Nawet dla stosunkowo nieodległej przeszłości istnieją jednak czasem rozbieżności w wynikach badań, a daty podawane jako ostateczne są później kwestionowane. Do niedawna utrzymywano na przykład, że plejstocen, epoka kolejno następujących po sobie zlodowaceń i okresów międzylodowcowych, rozpoczęła się około miliona lat temu (1 mlt.). Wkrótce datę tę przesunięto wstecz na 1,5 mlt., i szybko skorygowano na 1,7 mlt. W 2008 roku mówiono już o 1,806 mlt., a dziś (w roku 2012) oficjalnie za początek plejstocenu uznaje się już datę 2,58 miliona lat temu (ponieważ do epoki tej włączono ostatecznie piętro zwane gelasem, którego wcześniej w ogóle nie wyróżniano albo włączano do pliocenu). Ciekawe, ile pozostanie z tej niezwykłej dokładności datowania za kilka lat…Im bardziej cofamy się w czasie, tym mniej dokładne okazują się datowania. Czas granicy kredy i trzeciorzędu, będący momentem, gdy ostatecznie wymarły dinozaury, określano pół wieku temu na 60-65 mlt. W podręcznikach wydanych w latach 80-tych XX wieku zdarzało się widzieć datę 70 mlt. Później jednak wrócono do dawniejszych poglądów, przesuwając datę końca mezozoiku na 66 mlt. W roku 2008 Międzynarodowa Komisja Stratygrafii (ICS) podawała datę 65,5 ± 0,3 mlt., dziś znów w firmowanej przez nią tablicy stratygraficznej widnieje data 66,0 mlt. (jako dokładna), wykraczająca poza przyjmowaną jeszcze parę lat temu granicę kolei przełom ery paleozoicznej i mezozoicznej, a więc granicę permu i triasu, gdy doszło do największego wymierania w dziejach Ziemi, datowano niegdyś na 245-250 mlt. W roku 2008 podawano 251,0 ± 0,4 mlt. Dziś także przekroczono przyjmowane wcześniej granice błędu; w tablicy opublikowanej w roku 2012 figuruje już 252,2 ± 0,2 mlt. Początek dewonu datowano w 2008 na 416,0 ± 2,8 mlt., dziś podaje się z większą pokorą 419,2 ± 3,2 mlt. Wielkim przesunięciom uległa data początku kambru i zarazem paleozoiku; w publikacjach sprzed pół wieku spotkać można bardzo rozbieżne daty 510, 540, 570, a nawet 600 mlt., w roku 2008 uznano za właściwe datowanie na 542,0 ± 1,0 mlt., dziś już podaje się 541,0 ± 1,0 er i okresów wyróżnionych w obrębie prekambru są o wiele mniej dokładne; zwykle daty zaokrągla się do 100 milionów lat. Zasadniczo wyodrębnia się w tym przedziale czasowym trzy ery (obecnie: eony), określane jako hadeik (lub czasem katarchaik), archaik i proterozoik. Pierwsza miała rozpocząć się w chwili uformowania się naszej planety i trwać do momentu obniżenia temperatury powierzchni do 100°C, w trakcie drugiej powstały oceany i pierwsze organizmy żywe, trzecia natomiast obejmowała czas, gdy życie było na Ziemi już dobrze zadomowione, gdy rozwijały się organizmy tlenowe, a następnie eukariotyczne i tkankowe. Początek archaiku jeszcze całkiem niedawno datowano na 2500 mlt., później na 3100 mlt., co wciąż jednak było w rażącej sprzeczności z deklaracjami, że życie pojawiło się w archaiku (a tym bardziej z deklaracjami, że powstało dopiero pod koniec tej ery) – najstarsze skamieniałości liczą bowiem co najmniej 3,8 mld lat. Dziś dolną granicę archaiku przesunięto już na 4000 wiele bardziej spekulatywna jest dolna granica hadeiku. ICS podaje ostrożnie „około 4600 mln lat temu”, ale są źródła silące się na datowanie o wiele dokładniejsze, np. 4,467 mld lat temu. Aby być uczciwym, trzeba przyznać, że nie wiadomo, kiedy dokładnie miało miejsce ostateczne uformowanie się naszej planety. Co więcej, nie wiemy nawet, co dokładnie należy rozumieć pod tym sformułowaniem, i tym właśnie zajmiemy się w kolejnej części. Największa katastrofa w dziejach ZiemiPlanety Układu Słonecznego nie zawsze znajdowały się tam, gdzie znajdują się dzisiaj. Jowisz, największa z planet, uformował się w zewnętrznych częściach dysku protoplanetarnego, gdzie znajdowały się duże ilości gazów i wody. Ciągłe zderzenia z różnymi okruchami materii zwiększały jego masę i hamowały prędkość obiegu wokół Słońca, w wyniku czego olbrzymia planeta zaczęła obniżać swoją orbitę. W ślad za nią podążały bryły lodu, rozproszone pierwotnie w odległych częściach lód przyczynił się do powstania Ziemi i pozostałych wewnętrznych planet skalistych. To właśnie wędrówce Jowisza w pierwszym okresie istnienia Układy Słonecznego zawdzięczamy oceany i wielkie ilości wody zgromadzone we wnętrzu Ziemi. Jednak gdyby cała ta pierwotna woda pozostała na Ziemi do dziś, powierzchnia planety byłaby zupełnie zakryta oceanem.„Gdy Pan Bóg uczynił ziemię i niebo, nie było jeszcze żadnego krzewu polnego na ziemi, ani żadna trawa polna jeszcze nie wzeszła […]” – tak zaczyna się drugi opis stworzenia świata zawarty w biblijnej Księdze Rodzaju (od wersetu Rdz 2,4b). Dzisiejsza nauka dopisałaby do tego biblijnego wersetu, że wtedy to doszło do pierwszego kataklizmu i zarazem do największej katastrofy w dziejach Ziemi. Oto bowiem nasza planeta, tuż po swoim powstaniu, zderzyła się z ciałem niebieskim wielkości Marsa, i właściwie dopiero wówczas uformowała się w sposób ostateczny. Kosmiczna kolizja o niewyobrażalnej skali spowodowała oderwanie się od Ziemi olbrzymich ilości materii. Ziemia straciła też spore ilości wody, i tylko dzięki temu istnieją dziś na niej materia, stanowiąca nawet 2% pierwotnej masy naszej planety, uformowała następnie Księżyc (jego masa stanowi dziś 1,23% czyli 1/81 masy Ziemi). Stąd właśnie pomysł nazwania planety będącej przyczyną tej największej kosmicznej katastrofy w historii naszego świata imieniem Teja (Theia, Thea) – jest to bowiem w greckiej mitologii imię matki Selene, bogini księżyca. Czasem nazywa się ją także Orfeuszem. Według najnowszych danych Księżyc powstał 4,527 ± 0,1 miliarda lat temu; byłaby to właśnie przybliżona data kolizji (inne źródła podają niewiele różniącą się datę 4,533 mld lat temu).Twórcą tego scenariusza jest William K. Hartmann. Jego teoria wielkiego zderzenia (Giant-impact hypothesis) stała się wiarygodna, gdy przebadano skład chemiczny księżycowych skał i stwierdzono, że nie różni się on istotnie od składu skał argumentami za przyjęciem tego poglądu są:– podobna orientacja ziemskiej osi i orbity Księżyca,– wyniki badań wskazujące, że księżycowe skały były kiedyś płynne,– stosunkowo niewielkie żelazne jądro Księżyca,– niedobory na Księżycu sodu, potasu, cynku, ołowiu, zwłaszcza zaś ich lżejszych izotopów,– mniejsza gęstość Księżyca niż gęstość Ziemi,– badania skamieniałości koralowców i innych organizmów, które wskazują, że doba trwała kiedyś krócej niż obecnie, co jest zgodne z teorią wielkiego zderzenia: doba trwała krócej, gdyż uderzenie spowodowało szybką rotację Ziemi (400 mlt. doba trwała 21 godzin, tuż po kolizji zaledwie 6 godzin),– precyzyjne pomiary laserowe pokazujące, że Księżyc oddala się od Ziemi o ponad 3 cm rocznie,– dowody istnienia podobnych kolizji protoplanet w młodym Układzie Słonecznym, np. wśród księżyców Saturna,– zgodność założenia o istnieniu podobnych kolizji z najbardziej prawdopodobnym modelem powstania Układu Słonecznego,– symulacje komputerowe procesu zderzenia, w których istotnie obserwujemy zakładany scenariusz też fakty, których teoria Hartmanna dotąd nie objaśniła. Wymienia się tutaj:– zbyt dużą ilość pierwiastków lotnych na Księżycu – zgodnie z teorią wielkiego zderzenia powinno być ich mniej,– brak dowodów na istnienie oceanu płynnych skał na całej powierzchni Ziemi jako efektu kolizji z Teją,– niedobór żelaza i innych metali na Księżycu, które powinny tam występować, gdyby materia budująca naszego satelitę pochodziła od Tei,– zbyt duże różnice w składzie izotopowym skał księżycowych i tych zastrzeżeń teoria wielkiego zderzenia jest przyjmowana powszechnie. Dopracowania wymagają jedynie pewne jej się, że Teja uformowała się w punkcie libracyjnym Ziemi, tj. krążyła wokół Słońca po tej samej orbicie, ale znajdowała się 60° przed lub za Ziemią. Gdy jej masa wzrosła mniej więcej do masy Marsa, pojawiły się oscylacje położenia i w końcu doszło do kolizji. Planety zderzyły się z prędkością 32 000 km/h, wyzwalając miliardy megaton energii. Zderzenie było niecentralne, i dzięki temu Ziemia, jako większa, przetrwała kolizję, choć stopiła się i zdeformowała oraz utraciła część wody, która się na niej znajdowała. Teja uległa jednak całkowitej dezintegracji. Część materii tworzącej nieszczęsną planetę ostatecznie mogła opaść na Ziemię, większość jednak wymieszała się z materiałem wybitym z naszej planety i zaczęła krążyć wokół zranionej Ziemi. Pierścień orbitujących skał zaczął stopniowo ulegać akrecji, i w niedługim czasie (nawet rzędu 100 lat) uformowało się nowe ciało niebieskie – popularność zyskał pogląd, że część orbitujących wokół Ziemi skał skupiła się w punkcie libracyjnym formującego się Księżyca, co sprawiło, że nasza planeta miała przez pewien czas dwa satelity. Kilkadziesiąt milionów lat później doszło jednak do kolejnej kolizji, podczas której mniejszy księżyc uderzył w większy. Dlatego dziś skorupa w miejscu uderzenia na niewidocznej półkuli Księżyca jest znacznie grubsza niż na półkuli zwróconej ku momencie zderzenia protoplanet na Ziemi nie było jeszcze życia, zresztą gdyby nawet już się pojawiło, i tak nie przetrwałoby kosmicznego armagedonu, jaki się wówczas rozegrał. Jednym ze skutków kolizji było przetopienie wielkiej ilości skał, a tego nie przetrwałby żaden żywy organizm. Dla wszystkich potencjalnych mieszkańców globu takie zderzenie planet oznaczałoby rzeczywisty koniec świata. Na szczęście podobna kolizja nie jest możliwa w dającej się przewidzieć może ta prehistoryczna kolizja sprawiła, że na Ziemi mogło rozwinąć się życie, przetrwać przez miliardy lat, i w końcu wydać z siebie istotę rozumną – człowieka. Poza utratą (znacznej) części masy nasza planeta zmieniła oś obrotu na pochyloną, dzięki czemu mamy dziś pory roku. Zmianie uległa też szybkość rotacji Ziemi, będącej przyczyną zjawiska dnia i nocy. Z tej niewyobrażalnej katastrofy Ziemia otrząsnęła się dopiero po ok. 30 milionach lat. Wówczas temperatura na jej powierzchni zaczęła opadać, a przetopione podczas zderzenia skały zostały otoczone pierwotną skorupą. Grawitacja naszego satelity oddziaływała jednak wciąż na skały pozostające w stanie płynnym, i być może ten fakt przyczynił się do utrzymywania się geologicznej aktywności naszej planety przez kolejne miliardy lat. Można spekulować, że gdyby nie Księżyc, inaczej mogłoby wyglądać ziemskie jądro, a pole magnetyczne, chroniące nas przed zgubnymi skutkami kosmicznego promieniowania, mogłoby być o wiele słabsze niż końcu temperatura powierzchni planety obniżyła się tak bardzo, że skropleniu uległa para wodna i powstały pierwsze oceany. Nowo powstały satelita pierwotnie krążył znacznie bliżej niż obecnie. Woda, która wypełniała oceany, podlegała silnemu oddziaływaniu grawitacyjnemu naszego satelity, i dlatego na pierwotnej Ziemi występowały pływy znacznie większe i intensywniejsze niż dziś. Fale pływowe rozpędzały się co najmniej do 160 km/h (niektórzy mówią nawet o prędkościach kilkakrotnie większych) i powodowały dobowe zmiany poziomu mórz sięgające kilkuset metrów. Klimat był też znacznie mniej stabilny niż dziś, występowały potężne burze i kwaśne deszcze. Huragany wiały z prędkością do 800 km/h. Erozja na brzegach ówczesnych mórz zachodziła z taką intensywnością, że woda stała się przesycona różnymi substancjami wypłukanymi ze skał. Utworzony w ten sposób bulion pierwotny z kolei stworzył optymalne warunki do powstania więc przypuszczać, że gdyby nie Księżyc, życie mogłoby w ogóle nie powstać. Nadmiar wody istniejącej na Ziemi od momentu jej powstania i uzupełnionej jeszcze w wyniku późniejszych procesów uniemożliwiłby istnienie lądów. Brak dużego satelity narażałby też naszą planetę na częste zmiany kąta nachylenia osi do płaszczyzny orbity. Takie zmiany powodowałyby niestabilność klimatu, co utrudniałoby, jeśli nie uniemożliwiało, rozwój wyższych form życia. Kataklizm, który niemal unicestwił naszą planetę, okazał się nowym dzieje Ziemi, i jednocześnie trwająca miliardy lat historia prowadząca do powstania człowieka, były możliwe dopiero po katastrofie, która mogła doprowadzić do dezintegracji planety. Na szczęście zamiast całkowicie zniszczyć Ziemię, kolizja przekształciła ją w miejsce zdatne do bytowania organizmów. Z czasem Księżyc oddalał się od Ziemi coraz bardziej, tarcie pływowe zwalniało stopniowo prędkość rotacji, a ekstremalne zjawiska pogodowe na jej powierzchni zanikały. Życie zyskało możliwości, by zapewniła warunki niezbędne do „stworzenia” – choć dziś nikt myślący racjonalnie nie będzie się tu dopatrywać bezpośredniej ingerencji siły wyższej. Jeśli więc prawdziwy jest model objaśniający powstanie naszego satelity (dziś uważany za najbardziej wiarygodny), to w pewnym sensie rację miał także Cuvier. Po raz drugi okazuje się zatem, że model przeszłości zaproponowany przez aktualistów nie jest całkiem poprawny, a nasz świat może kiedyś spotkać los, który śmiało można określić terminem „koniec”. Na szczęście dziś napotkanie przez Ziemię na jej drodze przez bezkres kosmosu planety wielkości Marsa graniczy z całkowitym nieprawdopodobieństwem, póki co możemy zatem spać ŻYCIA I WIELKIE BOMBARDOWANIEW jakiś czas po uformowaniu Księżyca doszło do skroplenia pary wodnej, powstania oceanów, a następnie rozwoju w nich pierwszych żywych organizmów. Gdyby nie płynna woda, zwłaszcza poddana działaniu Księżyca wywołującego potężne pływy, erozja skał następowałaby znacznie wolniej. Tymczasem jednak to, co na niedawno powstałej planecie miało pozostać stabilne (dosłownie jak skała), ulegało postępującemu niszczeniu. Liczne związki chemiczne zawarte w ziemskiej skorupie rozpuszczały się w wodach pierwotnych oceanów – a przecież gdyby nie obecność ciekłej wody, atakującej przybrzeżne skały z olbrzymią energią, związki te pozostałyby wewnątrz skał na długie miliardy lat. W każdym razie po skropleniu pary wodnej powierzchnię naszej planety zaczęły kształtować inne siły niż wcześniej, co logicznie rzecz biorąc nie jest może jakąś szczególnie spektakularną katastrofą, ale już na pewno jest kolejnym odstępstwem od zasady geologicznego skutki dla Ziemi miało za to z pewnością Wielkie Bombardowanie, 4,1–3,9 miliardów lat temu. Planety Układu Słonecznego zmieniały wówczas swoje orbity, zajmując stopniowo miejsca, w których znajdują się do dziś. Jowisz i Saturn najpierw zbliżyły się, a potem odsunęły od Słońca, Uran i Neptun zamieniły się miejscami (teoria halsu). Te zmiany sprawiły, że okruchy materii międzyplanetarnej zostały wybite ze swoich trajektorii. Wiele z nich spadło następnie na planety i ich księżyce. Dlatego między innymi nasz Księżyc poorany jest do dziś licznymi była również celem kosmicznego ostrzału. Nawet 25% powierzchni Ziemi mogło ulec stopieniu w wyniku zderzeń. Spadające komety i planetoidy dostarczyły dużych ilości wody, uzupełniając częściowo straty, które poniosła Ziemia w wyniku kolizji z takich warunkach rozwinęło się na Ziemi życie. Mogło to nastąpić niedługo po powstaniu Księżyca. Symulacje komputerowe pokazują, że mikroorganizmy mogły przetrwać Wielkie Bombardowanie, a nawet mogło być ono dla życia czynnikiem stymulującym tamtych zamierzchłych czasów w ciągu milionów lat działalność żywych organizmów przyczyniała się znacząco do kształtowania oblicza naszej planety. Ale także i procesy zachodzące na Ziemi, a zwłaszcza zdarzenia z udziałem obiektów kosmicznych, przyczyniały się do rozwoju ŚNIEŻKAKatastrofą, choć bardzo powolną, okazało się na pewno pojawienie się na Ziemi (zapewne już 3 miliardy lat temu) organizmów samożywnych, zdolnych do fotosyntezy i do wykorzystywania dwutlenku węgla do produkcji związków organicznych. Produktem ubocznym tej asymilacji jest tlen – pierwiastek na wskroś zabójczy i trujący. Po jakimś czasie większość organizmów nie tylko dopasowała się do jego obecności, ale nawet zaczęła go wykorzystywać do otrzymywania energii (w procesie oddychania tlenowego), początkowo jednak tlen był trucizną niszczącą całe ekosystemy i przyczyniającą się do zwiększonej erozji skorupy efektem rozwoju biosfery (związanym z katastrofą tlenową, którą datuje się na 2,4 mld lat temu) mogły być wahania ziemskiego klimatu. Badania pokazują, że prawdopodobnie co najmniej dwukrotnie cała powierzchnia naszej planety ochłodziła się tak bardzo, że znalazła się pod lodem i śniegiem. Pierwszy raz wydarzyło się to około 2300 mlt., na granicy dwóch pierwszych okresów ery paleoproterozoicznej, sideru i riaku. Z kolei pomiędzy 720 a 635 mlt. nastał na Ziemi okres nazwany nie bez powodu kriogenem, podczas którego Ziemia znowu gwałtownie się ochłodziła, a nawet całkowicie mówi się o dwóch kriogeńskich zlodowaceniach rozdzielonych krótkim okresem ocieplenia, trwającym zaledwie milion lat. Pierwsze, zwane Sturtian, zaczęło się 720 mlt. i trwało niemal 60 milionów lat. Być może obejmowało w różnym czasie różne obszary. Globalny charakter miało zapewne drugie zlodowacenie, Marinoan, które rozpoczęło się około 660 mlt. i trwało 25 milionów lat. Twórcą teorii Ziemi śnieżki jest Joseph Kirschvink. Taki scenariusz jest dziś już dobrze uzasadniony i wiarygodny: odkryto ślady zlodowacenia w Australii, która wtedy znajdowała się na można wykluczyć, że swój udział w tych prawdziwych epokach lodowych miały czynniki kosmiczne, np. obniżenie intensywności promieniowania Słońca czy też wejście Układu Słonecznego w obszar galaktycznych pyłów. Być może jednak główną rolę odegrały żywe organizmy. Zużyły one zbyt dużo atmosferycznych gazów cieplarnianych, w tym CO2 niezbędnego w procesie fotosyntezy, co musiało doprowadzić do globalnego spadku temperatur. Bujnie rozwijające się wówczas sinice dodatkowo wytrącały dwutlenek węgla w postaci rolę mogło odegrać też wietrzenie chemiczne. Nadmiar atmosferycznego dwutlenku węgla rozpuszczał się w wodach oceanów i wodzie deszczowej, a powstały kwas węglowy reagował z minerałami, tworząc wapienie, w których zostawał uwięziony na miliony okresie kriogenu superkontynent Rodinia ulegał rozpadowi na mniejsze bloki, ale główne masy lądowe na Ziemi wciąż skupione były w strefie tropikalnej. Usuwanie gazów cieplarnianych związane z wietrzeniem chemicznym zachodzi szybciej w wysokiej temperaturze, co mogło doprowadzić do rozpoczęcia łańcuchowej reakcji ochłodzenia ochładzania ma charakter sprzężenia zwrotnego dodatniego. Lód odbija 85% światła słonecznego. Gdy raz powstanie, jego obecność przyczynia się do dalszego obniżenia temperatury. Oceany częściowo skute lodem przestają absorbować ciepło pochodzące od Słońca, i planeta ochładza się. To z kolei przyczynia się do powstawania jeszcze większych ilości lodu. Klimatolog Michaił Budyko obliczył, że przekroczenie przez lodowce 30 równoleżnika spowoduje odbicie takiej ilości energii świetlnej, że procesu zamarzania nie uda się powstrzymać i obejmie on całą kończyło się, gdy nasilały się procesy wulkaniczne. Erupcje wzbogacały atmosferę w dwutlenek węgla i inne gazy cieplarniane, co powodowało podniesienie temperatury planety. Innymi słowy do roztopienia lodu konieczne było inne źródło ciepła niż powstało co najmniej 3800 mlt., bo z tego okresu znamy najstarsze skamieniałości. Przez 75% czasu, gdy istnieje na Ziemi, nie doszło jednak do powstania organizmów o wyższym stopniu organizacji. Wiek najstarszych wielokomórkowców może liczyć nie więcej niż 850 milionów lat. Nie jest jasne, co było przyczyną tej trwającej miliardy lat stagnacji. Być może była nią uboga w tlen atmosfera, co nie uniemożliwiało rozwoju życia, ale eliminowało jego wyżej rozwinięte formy. Możliwe jednak, że za ten stan ewolucyjnej niemocy odpowiadały częste wahania klimatu, w tym występowanie zlodowaceń obejmujących całą czasach globalnych zlodowaceń życie istniało tylko w wodzie, a prawdopodobnie nawet tylko w oceanach. Pokrycie całej powierzchni kuli ziemskiej lodem i śniegiem nie mogło więc mieć charakteru całkowicie katastroficznego. Życie przetrwało pod lodem, podobnie jak jest zdolne przetrwać i dziś. Co więcej, takie warunki mogły podziałać stymulująco i zaindukować ważne ewolucyjne zmiany – powstanie eukariontów (co najmniej 2 mld lat temu) czy wielokomórkowców, które mogą być niemal tak stare jak eukarionty w wspomina się makroskamieniałości z Gabonu sprzed 2,1 mld lat, tzw. Gabonionta, jako najstarsze zachowane ślady wielokomórkowców. Miały one rozwinąć się po ustąpieniu zlodowacenia na granicy sideru i riaku. Nie wiadomo jednak, czy ich potomkowie przetrwali późniejsze kryzysy. Istnieje hipoteza, że dziś znane wielokomórkowce są potomkami organizmów powstałych dopiero z końcem kriogenu lub nawet w początku kriogeńskie zlodowacenie przetrwały z pewnością ekstremofile zdolne do życia w niskich temperaturach. Wiemy jednak, że trudne warunki nie unicestwiły także wielu grup eukariontów. Być może dostosowały się do niskich temperatur, mogły jednak także przetrwać w sąsiedztwie wulkanów czy gejzerów, gdzie warunki były lokalnie o wiele znośniejsze. Jednak gdyby taka katastrofa zdarzyła się dziś, miałaby wymiar ogólnoplanetarnego armagedonu, tak dla bardzo wielu organizmów lądowych, jak i dla ludzkiej cywilizacji, i mogłaby cofnąć poziom rozwoju życia z powrotem do rozpoczęciu zlodowacenia światło ultrafioletowe rozbijało cząsteczki wody uwięzione w lodzie, w wyniku czego powstawał nadtlenek wodoru. Gdy zlodowacenie dobiegło końca, do atmosfery dostały się olbrzymie ilości tlenu powstałego z rozkładu tej substancji. Być może ten właśnie czynnik spowodował gwałtowny rozwój wielokomórkowców w następnym okresie – takie ochłodzenie jest możliwe także dzisiaj? Skoro zdarzyło się już w historii planety (i to prawdopodobnie co najmniej dwukrotnie), z pewnością jest możliwe. Promieniowanie słoneczne jest bardzo źle absorbowane przez śnieg i lód, inaczej mówiąc większość tego promieniowania odbija się i zamiast ogrzewać Ziemię, wędruje w kosmos. Gdyby pokrywa śnieżna i lodowce objęły dostatecznie duży obszar, mogłoby dojść do przekroczenia punktu krytycznego, po którym globalnego zlodowacenia nie udałoby nam się już zatrzymać. Bez energicznej ingerencji ludzi na planetarną skalę (którą trudno sobie dziś wyobrazić) epoka lodowcowa mogłaby trwać miliony lat, doprowadzając przypuszczalnie do zagłady cywilizacji WYMIERANIENadejście kambru, datowane ostatnio na 541 milionów lat temu, rozpoczęło jawny eon w historii Ziemi – fanerozoik. Ilość zarówno skał, jak i skamieniałości, które przetrwały do dziś, znacząco wówczas wzrasta. Życie zaś podlega eksplozji kambryjskiej – zaczyna się jego gwałtowny rozwój, nieporównywalny z tym, co było znane wcześniej. Odpowiadały za to w jakimś stopniu na pewno korzystne zmiany klimatu, być może także nasze wrażenie potęguje fakt, że skamieniałości kambryjskie są lepiej zachowane niż wcześniejsze z uwagi na krótszy upływ czasu. W każdym razie kambryjska sielanka nie trwała nieprzerwanie. W „jawnej” (tj. fanerozoicznej) historii życia doszukano się co najmniej pięciu potężnych katastrof, które spowodowały wymarcie znaczącego odsetka ówczesnych organizmów. Szacuje się, że w całej historii planety 90% kiedykolwiek istniejących gatunków wymarło wskutek jakiejś katastrofy. Życie kilkakrotnie otarło się o krawędź całkowitej zagłady, i być może tylko połączenie szczęścia i szczególnej plastyczności żywych organizmów spowodowało, że przetrwało i wydało z siebie nowe, doskonalsze formy uwieńczone powstaniem istoty rozumnej, która może tę historię oto lista najważniejszych epizodów masowego wymierania w historii Ziemi, które dotąd WYMIERANIEWymieranie ordowickie, 443 mlt. lub nieco wcześniej (zwykle datowane nieprecyzyjnie na „późny ordowik”). Ocenia się, że zagładzie uległo 85% istniejących form, głównie spośród głowonogów, trylobitów, mszywiołów, ramienionogów, graptolitów i konodontów. Jako przyczynę wskazuje się zjawisko kosmiczne: rozbłysk gamma lub wybuch pobliskiej supernowej. Rezultatem było obserwowane w skamieniałościach zwiększenie stężenia radioaktywnych izotopów, tlenu i azotu. Jako dodatkowe przyczyny wymienia się często szczególne nasilenie wulkanizmu i tektonizmu, zmianę klimatu owocującą zlodowaceniem południowego kontynentu – Gondwany, dryft kontynentów i związane z nim ruchy górotwórcze (faza takońska orogenezy kaledońskiej) i regresję morza (połączoną ze zlodowaceniem – tj. wynurzenie się wielkich obszarów płytkich mórz, na których wcześniej kwitło życie), po której znów nastąpiła znaczna transgresja (zalanie nadmorskich nizin, spowodowane topnieniem lodowców).DRUGIE WYMIERANIEWymieranie dewońskie, na przełomie dwóch ostatnich pięter tego okresu, franu i famenu, 372 mlt. Istniało już wówczas dobrze rozwinięte życie na lądzie, reprezentowane przez lasy paprociowe, w których roiło się od owadów. Na wielkich obszarach przybrzeżnych rozwijały się bogate w gatunki rafy koralowe. Jest to jedyne z wielkich wymierań, które nie wyznaczyło końca okresu geologicznego. Zniknęło wówczas 83% gatunków, a jego domniemaną przyczyną był prawdopodobnie upadek meteorytu, po którym pozostał krater Alamo w Newadzie (dowodzi tego anomalia irydowa); kandydatami mogą być też krater Siljan w Szwecji (52 km średnicy), Aorounga w Czadzie (12 km), ewentualnie Tai w Chinach (68,5 km). Swój znaczący udział miały też zjawiska wulkaniczne o niespotykanej dotąd intensywności (wypływy lawy podczas eksplozji superwulkanu). Nie wiadomo, czy przypadkiem meteorytowy impakt nie zapoczątkował zwiększenia aktywności geologicznej, która doprowadziła ostatecznie do wybuchu i do kryzysu biosfery. Granicy F–F (fran – famen) nie przekroczyły liczne korale czteropromienne, trylobity, amonity, ramienionogi, tentakulity, szkarłupnie (w tym pęcherzowce Cystoidea), konodonty, bezszczękowce Thelodonti, Osteostraci, Anapsida. Jednak cały górny dewon był epoką niesprzyjającą rozwojowi życia; mniejsze wymieranie miało miejsce zarówno nieco wcześniej, jak i w końcu dewonu, 359 mlt. Pozytywnym skutkiem kryzysu było przyśpieszenie ewolucji ryb i wyjście na ląd WYMIERANIEWymieranie permskie, 252 mlt. Znane jako „matka wielkich wymierań”. Nie bez powodu uważa się je za przełom między erami paleozoiczną a mezozoiczną – wymarło wówczas, według różnych szacunków, 90–98% gatunków morskich i około 70% lądowych. Wymarły ostatecznie korale czteropromienne, trylobity, wielkoraki (zwane poprawniej morskimi skorpionami), szkarłupnie (w tym pączkowce Blastoidea, co zakończyło istnienie całego podtypu Blastozoa), ryby fałdopłetwe, liczne płazy i gady. Za bezpośrednią przyczynę uważa się gigantyczny wypływ lawy na obszarze dzisiejszej Syberii, którego skutkiem było powstanie największych pokryw lawowych na Ziemi, zwanych trapami syberyjskimi (od szwedzkiego trappa – schody). Jeszcze kilka lat temu twierdzono, że nie istniała żadna kosmiczna przyczyna wymierania permskiego. Dziś jednak znamy już dwa kratery meteorytowe, powstałe właśnie w tym czasie – na Ziemi Wilkesa na obszarze Antarktydy, o średnicy niemal 500 km, oraz Bedout u wybrzeży Australii, o średnicy prawie 200 km. Sądząc po rozmiarach krateru, większy z meteorytów musiał mieć znacznie większe rozmiary od tego, który spowodował zagładę dinozaurów (jego średnicę ocenia się na 40 km). Wydaje się więc, że upadek ciał niebieskich był przyczyną wypływów lawy, a oba te zjawiska wspólnie spowodowały największe znane wymieranie w dziejach WYMIERANIEWymieranie triasowe, 201 mlt. Wymarło wówczas około 80% gatunków morskich, w tym konodonty, różne grupy liliowców i głowonogów, ale także wiele grup gadów, plakodonty, notozaury i liczne Crurotarsi dawniej zwane tekodontami (fitozaury, aetozaury, rauizuchy). Jako przyczynę wymierania wskazuje się efekt cieplarniany, podniesienie zawartości CO2 w atmosferze (sto razy więcej niż obecnie) i znaczne obniżenie zawartości tlenu, wywołane wzmożonym wulkanizmem, który z kolei miał związek z postępującym rozpadem Pangei – jedynego ówczesnego ziemskiego kontynentu – a także obniżenie poziomu morza. Uważa się, że zmiana składu atmosfery zainicjowała powstanie doskonalszych w działaniu typów płuc – pęcherzykowych u ssaków i rurkowych u przodków ptaków, a także – być może – pojawienie się worków powietrznych, które okazały się preadaptacją do lotu. Potencjalnej kosmicznej przyczyny wymierania triasowego nie odnaleziono; podejrzewany o to upadek łańcuszkowy meteorytów, którego śladem są kratery Manicouagan i Saint Martin w Kanadzie, Rochechouart we Francji, Obołoń na Ukrainie i Red Wing w USA, wydarzył się najprawdopodobniej 12 milionów lat WYMIERANIEWymieranie kredowe, 66 mlt. Najbardziej spektakularne z uwagi na zagładę dinozaurów (i z tego względu zwane niekiedy pierwszym armagedonem), choć nie największe w dziejach naszej planety. Według różnych ocen wymarło wówczas ok. 50–75% gatunków, w tym wiele grup roślin lądowych, liczne otwornice, belemnity, niemal wszystkie amonity (jeden gatunek przeżył wymieranie kredowe, ale wymarł niedługo potem), liczne grupy gadów, w tym dinozaury (z wyjątkiem pochodzących od nich ptaków), pterozaury, plezjozaury, mozazaury. Z całej gromady gadów przetrwały tylko żółwie, hatterie, łuskonośne, krokodyle oraz champsozaury (Choristodera), które wymarły z końcem eocenu. Uważa się, że wymierania nie przeżyły żadne zwierzęta o masie ponad 20 mezozoiku i kenozoiku zwany jest twardym dnem lub granicą K–T (kreda – trzeciorzęd), choć w związku z rezygnacją z wyróżniania trzeciorzędu należałoby raczej mówić o granicy K–Pg (kreda – paleogen). Powstałe wówczas osady zawierają spore ilości irydu, pierwiastka występującego w meteorytach. Dlatego dziś jako przyczynę wymierania kredowego wskazuje się głównie upadek asteroidy o średnicy ok. 9 km na ówcześnie zalany płytkim morzem teren obecnego półwyspu Jukatan i Zatoki Meksykańskiej, w wyniku którego powstał krater Chicxulub o średnicy 160 km. Energię uderzenia szacuje się na zbliżoną do energii wybuchu 100 trylionów ton trotylu lub ponad 5 miliardów bomb impakt nie miał jeszcze aż tak destrukcyjnego wpływu na biosferę, zadziałały natomiast liczne inne związane z nim czynniki.– Fala uderzeniowa rozeszła się z prędkością 1600 km/h, powalając drzewa i nawet największe zwierzęta. Fale sejsmiczne wywołały trzęsienia ziemi nawet w odległych zakątkach planety.– Uderzenie spowodowało powstanie żaru, w którym spłonęły lub wyparowały pobliskie żywe organizmy.– Nawet setki kilometrów od miejsca upadku znaleziono sadzę będącą dowodem pożarów roślinności. Szacuje się, że pożary strawiły połowę ówczesnych lasów na Ziemi. Bezpośrednio nadległe warstwy skalne nie zawierają śladów drzew ani krzewów.– Skalne odłamki powstałe w wyniku impaktu opadły nawet 650 km od miejsca uderzenia. Lawina odłamków spadała nawet przez 4 kolejne doby.– Wiele skał wyparowało, by po skropleniu i zestaleniu opaść na ziemię w postaci ognistego deszczu i przyczyniając się do wzrostu temperatury powietrza. Opad cząstek rozżarzonych skał wzniecił olbrzymie pożary roślinności na globalną skalę.– Pył częściowo opuścił nawet ziemską atmosferę, a z czasem opadł nie tylko z powrotem na Ziemię, ale także na Księżyc i sąsiadujące z Ziemią planety. Zanieczyszczenia pyłowe w atmosferze ograniczyły dostęp światła słonecznego. Niebo zasnuły gęste chmury. Po przejściu fali żaru temperatura całej planety znacznie się obniżyła, wskutek czego wyginęły organizmy ciepłolubne. Ziemię spowił mrok, ucierpiały rośliny uzależnione od dostępu światła niezbędnego do procesu fotosyntezy. Ich brak spowodował wymarcie roślinożerców, a w ślad za nimi drapieżników. Szacuje się, że wszystkie dinozaury wyginęły w ciągu 3 miesięcy.– Ponieważ miejsce zderzenia było zalane morzem, powstały fale tsunami o wysokości do 150 m, które wdarły się głęboko w ląd.– W następstwie pożarów nastąpiło zwiększenie stężenia CO2, CO i CH4 w atmosferze w ilości, którą wydzieliłyby dziś działające elektrownie w ciągu 3000 lat.– Spory wpływ miały związki siarki, które znajdowały się w podłożu w miejscu upadku meteorytu. Już tydzień po katastrofie spadł pierwszy kwaśny deszcz. Podobne opady trwały przez kolejne 10 lat. Niszczyły roślinność i bezpośrednio także zwierzęta, które nie mogły znaleźć schronienia. Doszło do zakwaszenia wody morskiej, co stało się przyczyną wymarcia amonitów, budujących muszle z węglanu wapnia.– Po opadnięciu całego pyłu i odzyskania przejrzystości atmosfery pojawił się efekt cieplarniany i zaburzenia w obiegu wody w skali planety, będące przyczyną suszy.– Stan równowagi w środowisku lądowym został przywrócony dopiero po 100 tysiącach lat od katastrofy. Oceany potrzebowały jednak aż 3 milionów lat na odzyskanie jednak, że nie był to jedyny czynnik, który działał w tym czasie. Prawdopodobnie w Ziemię uderzyła wówczas także druga asteroida, znacznie większa, około 40 km średnicy, która utworzyła krater Śiwa na dnie Oceanu Indyjskiego, o średnicy 500 km. Inne prawdopodobne kratery meteorytowe powstałe w tamtym czasie to Silverpit na terenie Morza Północnego (między 2,4 a 10 km średnicy), Bołtysz koło Kirowohradu na Ukrainie (24 km średnicy), Vista Alegre w Brazylii (9,5 km średnicy) oraz Eagle Butte w Kanadzie (10 km).Na terenie obecnych Indii doszło wówczas do wypływów lawy na wielką skalę, w wyniku czego powstały trapy Dekanu. Niektórzy wskazują, że czynnik ten miał znacznie większe znaczenie dla wymierania kredowego niż upadek meteorytu. Każda większa erupcja uwalniała do atmosfery olbrzymie ilości trujących gazów, powodowały trzęsienia ziemi, fale tsunami, kwaśne deszcze. Być może indyjski wulkanizm był skutkiem impaktu; pewne badania wskazują jednak, że erupcje rozpoczęły się kilkaset tysięcy lat wcześniej. Czasowa zbieżność obu wydarzeń jest jednak krytycy przedstawionego wyżej scenariusza wydarzeń. Negują oni istnienie katastrofy na granicy kredy i paleogenu. Wskazują na fakt, że nie znaleziono masowych cmentarzysk olbrzymich ilości dinozaurów, które poniosłyby śmierć w czasie impaktu lub wkrótce później. Uzależnione od wody płazy i żółwie morskie powinny były wyginąć w wyniku opadu kwaśnych deszczy. Jaszczurki i inne organizmy zmiennocieplne przetrwały jakoś zakładane obniżenie temperatury. Zanik roślinności nie spowodował wymarcia roślinożernych owadów. Wbrew obiegowym opiniom przetrwały też pewne dinozaury, mianowicie ptaki, które faktycznie są jedną z grup od zastrzeżeń realności samego impaktu podważać nie można. Albo obraz jego skutków, który stworzyli badacze, jest zbyt katastroficzny, albo też – co jest bardziej prawdopodobne – nie doceniamy pomysłowości życia, które potrafi znaleźć sposób na przetrwanie nawet tak wielkiej katastrofy. A niektóre kontrargumenty przeciwników poglądu o decydującym wpływie upadku meteorytu uważane są za naiwne. Dotyczy to zwłaszcza braku wielkich ilości martwych dinozaurów. Podnosi się tu kwestię wielkiej niekompletności zapisu kopalnego, a także faktu, że gdyby wszystkie osobniki, które zginęły w wyniku impaktu, zmarły w innych okolicznościach (rok, dziesięć czy nawet sto lat później), również nie pozostawiłyby one masowych cmentarzysk. Przeżycie płazów dotyczy zaś najprawdopodobniej zaledwie kilku gatunków, które następnie zróżnicowały się w erze kenozoicznej, stąd dzisiejsza WYMIERANIENiektórzy twierdzą, że od kilku tysięcy lat zachodzi szóste wielkie wymieranie, którego powodem jest działalność człowieka. Pod tym względem byłoby one wyjątkowe w dziejach Ziemi. Już zniknęło wiele gatunków płazów, wymarły też różne gatunki ptaków i ssaków. Zagrożona jest połowa gatunków gadów i owadów, 75% gatunków WYMIERANIAPrzedstawiona wyżej lista obejmuje tylko największe udokumentowane przypadki wymierania. Z nieco mniejszych trzeba wymienić:– wymieranie środkowopermskie (260 mlt.), o intensywności niewiele ustępującej późniejszemu o 8 milionów lat wymieraniu permskiemu, spowodowane przypuszczalnie silnym wulkanizmem i regresją mórz,– wymieranie dolnojurajskie na przełomie pliensbachu i toarku (183 mlt.), towarzyszył mu wulkanizm, ocieplenie i transgresja,– wymieranie górnokredowe na granicy C–T (cenoman – turon, 94 mlt.), z towarzyszącym wulkanizmem i transgresją,– wymieranie paleoceńskie (56 mlt.), spowodowane wzrostem wulkanizmu, ociepleniem i transgresją,– wymieranie eoceńskie (34 mlt.), wywołane przypuszczalnie upadkiem asteroidy (jako ślady upadku brane są pod uwagę kratery Popigaj w Rosji, w Kraju Krasnojarskim, o średnicy 90 km, Chesapeake Bay w USA, w stanie Wirginia, 40 km, a także Mistastin w Kanadzie na Nowej Fundlandii i Labradorze, o średnicy 28 km).Istnieją także badania sugerujące, że w kambrze miały miejsce dwa wielkie wymierania, o nieustalonych na razie widać z zestawień, najczęstszą (i być może powszechną) przyczyną kryzysów w dziejach ziemskiej biosfery są upadki ciał niebieskich. I gdyby sugerować się wyłącznie historią Ziemi, moglibyśmy zaryzykować twierdzenie, że jeśli rzeczywiście ma nas wkrótce spotkać globalna katastrofa, którą będzie można nazwać końcem świata, to upadek wielkiego meteorytu byłby najlepszym kandydatem na jej należy jednak zapominać o tym, że w czasie wielkich katastrof, jakie miały miejsce w historii naszej planety, nie istnieli jeszcze ludzie, a tym bardziej nie istniała ludzka cywilizacja. Jej destrukcyjny wpływ na środowisko jest powszechnie znany. Jeśli więc wkrótce spotka nas coś bardzo tragicznego, to prawdopodobnie my sami będziemy tego Grzegorz Jagodziński Źródło: ŹRÓDŁOWE1. Marian B. Michalik, “Kronika Ziemi”, Wydawnictwa Kronika, Warszawa Parker S. (red.), “Historia ewolucji”, Wydawnictwo Arkady, Warszawa “Naukowcy znaleźli kolejne dowody na to, że około mld lat temu Ziemia zderzyła się z planetą wielkości Marsa, w efekcie czego powstał Księżyc”, PAP, “Potwierdzono, że Księżyc powstał z wielkiego zderzenia”, “To dzięki wyginięciu dinozaurów żaby podbiły Ziemię”, Mariusz Błoński, “Wielkie Bombardowanie nie zniszczyło życia na Ziemi?”, Wikipedia (różne artykuły w różnych językach)8. Harris S., Stubberfield T., “Katastrofy z prehistorii” (“Prehistoric Disasters”), miniserial dokumentalny (5 odcinków).9. “Zwierzęcy armagedon” (“Animal Armageddon”), miniserial dokumentalny (8 odcinków).10. Cohen Tarantino “Pierwsza apokalipsa” (“First Apocalypse”), film dokumentalny.
Kambr lub trias w dziejach Ziemi ★★★ MIOCEN: epoka w dziejach Ziemi od 26 do 7 mln lat temu ★★★ NEOGEN: okres w dziejach Ziemi przed czwartorzędem ★★★ ARCHAIK: najstarszy eon w dziejach Ziemi ★★★ HOLOCEN: najmłodsza epoka w dziejach Ziemi ★★★ PLIOCEN: epoka w dziejach Ziemi od 7 do 1, 8 mln lat temu Rozwiązaniem tej krzyżówki jest 6 długie litery i zaczyna się od litery E Poniżej znajdziesz poprawną odpowiedź na krzyżówkę druga era w dziejach Ziemi, jeśli potrzebujesz dodatkowej pomocy w zakończeniu krzyżówki, kontynuuj nawigację i wypróbuj naszą funkcję wyszukiwania. Hasło do krzyżówki "Druga era w dziejach ziemi" Czwartek, 7 Listopada 2019 EOZOIK Wyszukaj krzyżówkę znasz odpowiedź? podobne krzyżówki Eozoik Druga era ziemi Eozoik Jolka 233 angora inne krzyżówka Najstarsza era w dziejach ziemi Ery w dziejach ziemi Najstarszy eon w dziejach ziemi Era w dziejach ziemi Okres w dziejach ziemi, bezpośrednio poprzedzający neolit Jeden z okresów w dziejach ziemi, Najmłodszy okres w dziejach ziemi Najmłodszy okres w dziejach ziemi anagramowo oko zenki Najmłodsza era w dziejach ziemi Jeden z okresów w dziejach ziemi, Jeden z okresów w dziejach ziemi, Druga era ziemi Wydobyć spod ziemi, wydostać spod ziemi Nauka o dziejach Nauka o dziejach i rozwoju Nauka o dziejach narodu Najstarszy eon w dziejach ziemii Najmłodszy eon w dziejach ziemii Nauka o języku, kulturze i dziejach chin Pierwszy doryjczyk w dziejach filozofii trendująca krzyżówki Nimfa z „balladyny juliusza słowackiego 17f stadło się rozpadło Patrzą z góry na inne góry N20 coś długiego u sporego Wielki chleb, jeszcze przed pokrojeniem 6g czasem w kubku, zawsze w czekoladzie 3a potrzebny do stworzenia krokieta Obywatelka państwa, w którym leży addis abeba Ł16 w pracy na wszystkich patrzy z góry K17 kara boska i tyle Zbigniew, autor przygód pana samochodzika D16 wydawany posiłek Naczynie do serwowania zupy 1d szatki szyte na masową skalę Roślina wodna o dużych kwiatach
DRUGI OKRES ERY PALEOZOICZNEJ, MIĘDZY KAMBREM A SYLUREM - 3 - 13 liter - Hasło do krzyżówki. 🔔 Wyszukiwarka haseł do krzyżówek pozwala na wyszukanie hasła i odpowiedzi do krzyżówek. Wpisz szukane "Definicja" lub pole litery "Hasło w krzyżówce" i kliknij "Szukaj"!
Dzisiaj jest śr., 27/07/2022 - 15:39, Natalii, Aureliusza, Jerzego
\n drugi eon w dziejach ziemi
Era kenozoiczna bywa czasem określana mianem ery ssaków, owadów lub ery roślin. 1 Najważniejsze wydarzenia w skali globalnej 2 Dawniejszy podział ery. Czwartorzęd w geologii – okres ery kenozoicznej dzielący się na dwie epoki: starszą – plejstocen i młodszą – holocen. Najmłodszy w dziejach ziemi, rozpoczął się.

 » najstarszy eon w dziejach Ziemi Wyszukiwarka haseł do krzyżówek Określenie Liter Określenie najstarszy eon w dziejach Ziemi posiada 1 hasło azoik Powiązane określenia najstarsza era Podobne określenia drugi eon w dziejach Ziemi Ostatnio dodane hasła sklep z wózkami Marek ..., "Ekstradycja" ... Gierszał, aktor bolesny ścisk mięśni gatunek agawy Johnny ..., piosenkarz country Boratyn albo Janosz Stanisław ..., zagrał w "Misiu" miesiąc z walentynkami popularny model hyundaia

proterozoik » drugi eon w dziejach Ziemi. proterozoik » drugi okres po archaiku. proterozoik » eozoik. proterozoik » era proterozoiczna. proterozoik » ezoik. proterozoik. proterozoik » drugi eonotem, wyższy od archaiku, niższy od fanerozoiku. proterozoik » eozoik, algonk. proterozoik » eozoik, prekambr. proterozoik » era Przykłady Odmieniaj Proterozoik trwał około dwóch miliardów lat (od około 2,5 mld do 542 mln lat temu). Paleoproterozoik – pierwsza z trzech er proterozoiku, trwała od 2,5 mld do 1,6 mld lat temu. WikiMatrix Eonem poprzedzającym fanerozoik był czterokrotnie dłuższy proterozoik – „epoka wcześniejszego życia”. Literature Proterozoik dzieli się na trzy eratemy: paleoproterozoik, mezoproterozoik i neoproterozoik. WikiMatrix Pod koniec proterozoiku superkontynent Pannocja rozdzielił się na kilka mniejszych bloków (Bałtyka, Laurencja, Syberia, Gondwana). WikiMatrix Sider (gr. sideros – "żelazo") – najstarszy okres paleoproterozoiku i proterozoiku; trwał od 2,5 do 2,3 mld lat temu. WikiMatrix Te i inne procesy doprowadziły do czasu proterozoiku do zgromadzenia się masy cokołów krystalicznych, które – jeśli nie zostały włączone w gwałtowne procesy tektoniczne – miały czas stwardnieć i się usztywnić. WikiMatrix W historii geologicznej Ziemi ustanowiono w zasadzie trzy eony: archaik, proterozoik i fanerozoik. WikiMatrix Istniał pomiędzy 1,9 a 1,5 miliarda lat temu, w proterozoiku. WikiMatrix Podróż do historii Ziemi to mały pawilon z prawdziwymi artefaktami z dawnych czasów od proterozoiku aż do dni dzisiejszych. ParaCrawl Corpus Po raz pierwszy odwiedzający spotkają ich w nowym filmie do historii ZiemiPodróż do historii Ziemi to mały pawilon z prawdziwymi artefaktami z dawnych czasów od proterozoiku aż do dni dzisiejszych. ParaCrawl Corpus

epoka w dziejach Ziemi od 52, 5 do 37, 5 mln lat temu ★★★★ OKRES: tydzień lub epoka ★★★ MIOCEN: epoka w dziejach Ziemi od 26 do 7 mln lat temu ★★★ NEOGEN: podokres trzeciorzędu ★★★★ dusia_str: NEOLIT: epoka kamienia gładzonego ★★★ ENEOLIT: epoka miedzi, chalkolit ★★★★ Ger-Kaz: GLACJAŁ: epoka lodowa

Życie rozwija się nadal. O ile pierwsze bakterie dość dawno wylazły z wody, to prócz nich na powierzchnię nikt wcześniej się nie wybierał i wszystkie ziemskie lądy były nagimi skałami. Dopiero teraz na lądach pojawiają się pierwsze rośny i grzyby, np. paprotniki, chociaż na razie niepewnie trzymają się blisko wody. Pamiętacie trylobity? Te przyjemne zwierzątka osiągają szczyt swoich możliwości, a największe dochodzą do porywających gigantycznych rozmiarów prawie metra! Pojawiają się też rafy koralowe. Wśród tej całej garmażerii powstają też kręgowce: pierwsze proto-ryby. Myślicie, że teraz wszystko pójdzie z górki? A takiego wała! Całość kończy się dość gwałtownie i nieprzyjemnie tzw. wymieraniem ordowickim. Co jest jego powodem? Dyskusje trwają do dziś. Jedną z teorii jest kataklizm kosmiczny: rozbłysk gamma, który celnie trafił w naszą bogu ducha winną planetkę, zmiatając z jej powierzchni prawie 90% gatunków, w tym naszych milusińskich wielkich trylobitków (zostają mniejsze ich gatunki).#8. Sylur: 440 mln – 420 mln lat temu Okres dość krótki, podczas którego życie dochodziło do siebie po ostatnim wymieraniu. Roślinki, które przetrzymały jakoś na lądach przy brzegach w międzyczasie opanowały cały myk z drewnem, liśćmi, korzeniami i całym tym roślinnym ustrojstwem, w związku z tym już pewnym krokiem mogły opuścić podmokłe tereny i niczym enty na Isengard ruszyć dziarsko w głąb terenu. Z czasem zaczynają się spełniać mokre sny każdego aktywisty miejskiego i rośliny zaczynają zajmować każde wolne miejsce (natomiast ciągle brak ścieżek rowerowych). Lądy powoli robią się zielone i Ziemia kolorystycznie zaczyna przypominać Ziemię obecną. Jest dużo tych „pierwszych”, w tym pierwsze rekiny czy pierwsze skorpiony. Pojawiły się też pierwsze rybki słodkowodne.#9. Dewon: 420 mln – 360 mln lat temu W międzyczasie stężenie tlenu podniosło się do jakichś 24%, więc jest większe niż dzisiaj. To całkiem przyjemna informacja dla osobników, które wybierają lądy, i tak pojawiają się pierwsze owady. Niektóre ryby też się zadowolone z tego faktu, gdyż zamieszkują zbiorniki wodne tak płytkie, że czasem wysychają i rybki muszą o własnych płetwach, oddychając tlenem w powietrzu, przetransportować się do innego zbiornika wodnego. Te najbardziej hardkorowe coraz mniej siedzą w wodzie i stają się powoli pierwszymi płazami, dzięki temu za kilkaset milionów lat Francuzi będą mogli jeść żabie udka. Drzewa osiągają już imponujące rozmiary kilku metrów. #10. Karbon: 360 mln – 300 mln lat temu Tak, nie mylicie się, nazwa powstała od najczęściej występującego wtedy osadu, czyli karbonu – węgla kamiennego. Pojawiło się go tyle, że można byłoby wypłacać górniczym związkom zawodowym czternaste pensje i niemalże byłoby to opłacalne. Robi się coraz cieplej, a stężenie tlenu osiąga zawrotne 30%, dzięki czemu owady i pajęczaki zaczęły osiągać gigantyczne wielkości. Z ludzkiego punktu widzenia to najgorszy okres od powstania Ziemi: na początku zginąłbyś od razu przykryty lawą, teraz musiałbyś się obawiać, czy gdzieś z gęstych paproci nie wylezie ci metrowy pająk czy skorpion. Przyznajcie, co jest gorsze. Niemniej były pewne kozaki, które się nie wystraszyły i ewoluowały dalej, tworząc pierwsze gady – kotylozaury. Dinozaurem to jeszcze nie było, ale zawsze jakiś „zaur”. #11. Perm: 300 mln – 250 mln lat temu Dimetrodon - gad, który nie został dinozaurem Tworzy się wiele górskich łańcuchów, jak Appalachy czy Ural. Całość życia na lądach nieco wyhamowuje, zaczyna się pustynnienie niektórych obszarów. Powstają pierwsze organizmy stałocieplne w postaci proto-ssaków. Stężenie tlenu idzie na rekord niczym Małysz w Willingen i dochodzi do 33%. Pierwsze proto-gady wymarły, a na ich miejsce pojawiły się prawdziwe gadziny, choć jeszcze nie dinozaury. Niektóre jednak tak mocno je przypominały, że wciąż są z nimi mylone, np. dimetrodon (to ten koleżka z żaglem na grzbiecie), który jako plastikowa zabawka pewnie nie raz był postawiony obok Tyrannosaurusa rexa. W rzeczywistości między nim a T-rexem jest większa różnica czasu niż między T-rexem a nami. Całość permu skończyła się… no zgadnijcie, czym mogła się skończyć? Oczywiście, kolejnym wymieraniem. Jak już zauważyliście, ewolucja przypomina cza-czę: dwa kroki do przodu, jeden w tył. A przy okazji tego wymierania padają ostatnie trylobity. Na tym zakończyła się era paleozoiku, która zaczęła się od eksplozji życia na początku kambru, a zakończyła wielkim wymieraniem. Kolejna era – mezozoik – upłynie pod znakiem dominacji znanych i lubianych dinusiów.#12. Trias: 250 mln – 200 mln lat temu Trias to pierwszy okres ery mezozoiku. Po ostatnim wielkim wymieraniu na scenę życia wchodzi nowy gracz – dinozaur, tym razem w pełnym tego słowa znaczeniu. Pierwsze dinozaury pojawiły się już na początku triasu, z czasem zajmując kolejne nisze: powstają dinozaury latające i pływające. Zamieszkując one nowe lądy – tak, lądy w liczbie mnogiej, gdyż właśnie rozpada się kolejny superkontynent Pangea. Tak więc wielkie gadziny pałętały się już po całym globie i ciągle rosły i rosły. Nie przeszkadzało to innemu graczowi, który pojawił się pod koniec tego okresu. Na razie był on wielkości palca co większego dinozaura, żył w norach, prowadził nocny tryb życia i póki co był totalnie nieznaczący. Na swoją szansę czekał pierwszy ssak. No, to sobie jeszcze trochę poczeka! #13. Jura: 200 mln – 150 mln lat temu Jura to typowe imię towarzysza zza wschodniej granicy, ale też nazwa złotego okresu dinozaurów. Jak podpowiada Kapitan Oczywisty, to od tej nazwy wziął nazwę zdobywca Oscara "Park Jurajski". Nazwa nieco myląca, gdyż główny bohater filmu, czyli Tyrannosaurus rex w jurze w ogóle nie występował, ale widać filmowcy uznali, że "Park Kredowy" brzmi dość niepoważnie i zostali przy jurze. Niemniej w trakcie jury faktycznie powstaje cała masa nowych gatunków dinozaurów. Klimat powstawaniu temu sprzyja, gdyż Ziemia jest niczym marzenie senne każdego dorastającego chłopaka: gorąca i wilgotna. Ogólnie atmosfera jest jak w saunie, więc gdyby cofnąć człowieka do czasów dinozaurów, to o ile nie zostałby szybciej przez jakiegoś zeżarty, to po kilku godzinach padłby z przegrzania (po czym i tak zostałby przez gadziny zeżarty). Przed śmiercią mógłby jeszcze rzucić okruszka chleba dla pradziadka wróbla – pojawiły się pierwsze ptaki. Doba już prawie dobija do naszej i wynosi 23 godziny 20 minut. #14. Kreda: 150 mln – 67 mln lat temu To właśnie podczas kredy występuje krótki wiek zwany koniak, gdzieś ok. 90 mln lat temu. Cała kreda to ciąg dalszy pochodu dinozaurów, które już tak urosły, że stały się prawdziwymi kolosami i to wtedy na Ziemi pojawiają się największe zwierzęta, jakie po niej dreptały. Stada dinusiów mogły liczyć tysiące stworów i zasiedliły Ziemię od bieguna do bieguna, co nie było specjalnie trudne, gdyż nawet na nich temperatura zimą rzadko spadała poniżej zera. To wtedy pod koniec kredy pojawił się król dinozaurów: tyranozaur. Co ciekawe, pojawił się pod sam koniec kredy i tak naprawdę istniał może kilka milionów lat – dość mało, jak na setki milionów istnienia samych dinozaurów. Jak widać, dobry marketing może zdziałać cuda. A pod koniec kredy z punktu widzenia ssaków stał się kolejny cud, ale o tym zaraz. Z kosmosu Ziemia zaczyna przypominać dzisiejszą i już można pi razy drzwi rozpoznać obecne kontynenty. Dobie do pełnych 24 godzin brakuje niecałych 20 minut. Kredą kończymy mezozoik. Była to era bezsprzecznie należąca do dinozaurów. Na Ziemi nikt nie mógł im zagrozić. No właśnie – na Ziemi. Natomiast jakieś 67 mln lat temu na naszą planetę spadł wielki kawał skały. Z racji, że dinozaury nie miały Bruce’a Willisa, kamulec tak przywalił, że doprowadził do poważnych zmian klimatycznych. Przede wszystkim mocno zostało ograniczone światło słoneczne docierające do Ziemi. Klimat szybko się ochłodził i bujne, nastawione na ciepło i światło rośliny padały jedna za drugą. Przy braku roślin padły dinozaury roślinożerne, a bez nich mięsożerne. A taki dinozaur miał wielki metabolizm i musiał żreć dużo i często – w przeciwieństwie do takiego krokodyla, który całą tę zawieruchę przetrwał. Wymieranie było ekspresowe i już niedługo potem padł ostatni dinozaur – nazwiemy go Denver: ostatni dinozaur. Gdy ostatni dinuś padł, a Ziemia uporała się ze skutkami uderzenia, ze swojej nory łebek wystawiło małe włochate żyjątko, zwane ssakiem. Ze zdziwieniem zauważyło, że wokół nie ma już wielkich gadów i może bezpiecznie wyjść na powierzchnię. Nastąpiła nowa era, era ssaków. Kenozoik.#15. Paleocen: 67 mln – 56 mln lat temu Paleocen to pierwsza epoka okresu paleogenu ery kenozoiku eonu fanerozoiku – prawda, że proste? Klimat robi się coraz cieplejszy, a pod koniec epoki dochodzi do optimum klimatycznego: krótkiego, bo trwającego ledwie 200 tysięcy lat okresu, ale mocno efektownego. Dość powiedzieć, że lasy tropikalne rosną w Polsce, w Arktyce temperatura przekracza 20 stopni C, Alaska wygląda jak Floryda, a Floryda też wygląda jak Floryda. A propos Florydy, to zaczyna się na coraz dalej i dalej oddalać od Europy i Afryki razem z resztą Ameryk, tworząc Ocean Atlantycki. Sam kontynent afrykański i europejski również oddziela ocean: Tetyda. Jednak ponieważ Afryka płynie w kierunku Europy – póki co bez użycia pontonów i nie na socjal – to ocean ten się zmniejsza i zmniejsza, a jego pozostałością pozostanie Morze Śródziemne. Majestatycznie płynie też Australia, która odłączyła się od Antarktydy. Podobnie zrobiły Indie, tylko w ich przypadku o majestatyczności nie może być mowy: nie tyle płyną, a wręcz prują fale Oceanu Indyjskiego w tempie motorówki. Tak się rozpędzą, że wyhamują dopiero w Azji i to z takim impetem, że stworzą najwyższe góry świata – Himalaje. Ssaki, które uwolniły się od dinozaurów też nie próżnują i bardzo szybko powstaje masa nowych gatunków. Początkowo są nieduże, ale z racji braku zagrożenia dość szybko, niczym początkujący produkt pudzianopodobny na siłce, nabierają masy. #16. Eocen: 56 mln – 34 mln lat temu Indie już podjeżdżają pod Azję, a z najbliższego punktu Afryki do Ameryki Południowej jest jak z Warszawy do Lizbony. Nadal panuje ciepełko, chociaż tak jakby już powoli wyhamowuje. Czemu? Bo wcześniejsze namnożenie się roślin i ich wielki zasięg powoduje szybkie wchłanianie gazu cieplarnianego dwutlenku węgla. Pod koniec epoki jego stężenie spada o 80% w stosunku do pierwotnego. Ssaki dzielą na grupy obecnie nam znane: nieparzystokopytne, z których powstaną konie, parzystokopytne, z których powstaną owce czy świnie, kotowate czy psowate. Część ssaków zrobi wielki come back do wody, dając przodków waleni i delfinów. Zwierzątka potrafią być duże: taki kuzyn nosorożca był wielkości trzypiętrowego domu i ważył tyle co kilka słoni. Po drzewach biega coś, co przypomina skrzyżowanie wiewiórki ze szczurem. W pewnym momencie część tych żyjątek przechodzi z drzewa na drzewo za pomocą skoków, tym samym wzmacniając kończyny: te w przyszłości staną się naczelnymi. Inne wybiorą opcję szybowania po drzewach, tworząc błonę do latania, i w przyszłości staną się nietoperzami. Jak widać, jesteśmy względnie blisko spokrewnieni z krwiopijcami, a przemiana hrabiego Drakuli może mieć więcej sensu niż myślimy. #17. Oligocen: 34 mln- 23 mln lat temu Oligocen to ostatnia epoka okresu paleogenu. Ssaki ciągle się rozmnażają i ciągle stają się coraz bardziej różnorodne, pojawia się między innymi największy ssak lądowy jaki żył - Paraceratherium, którego nazwa brzmi jak lek, przed zażyciem którego należy skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą. Po zdeptaniu przez niego należałoby się raczej skonsultować z zakładem pogrzebowym, gdyż masa tego stworka mogła wynosić nawet powyżej 20 ton! Innym ssakiem, jaki się pojawił, był znacznie mniejszy propliopitek - pierwszy naczelny, a więc przodek małp i nasz. Co się zaś tyczy klimatu, to powoli się ochładzał. Na Antarktydzie zaczął padać śnieg, który nie topił się latem, przez co każdej zimy było go coraz więcej i więcej, a powstające z niego lodowce zaczynały powoli pokrywać cały kontynent. Polska natomiast, która wcześniej była zalana niczym Karyna na piątkowej imprezie, zaczęła powoli wyłaniać się z wody (Polska, nie Karyna). Dobie do 24 godzin brakuje 6 minut.#18. Miocen: 23 mln - 7 mln lat temu Mapa Europy sprzed 20 mln lat Epoka, w której przyroda wykonała ostatnie szlify, aby Ziemia wyglądała tak jak dziś: skończyło się powstawanie Himalajów czy Alp, powstało Morze Śródziemne, Antarktyda zamarzła po całości, a w Ameryce pojawił się kanion Kolorado. Polska prawie cała wynurzyła się z morza, jednak wciąż miała do niego dostęp. Z tym tylko, że od południa! Co ciekawe, to właśnie wtedy dostęp do morza miały także Czechy, więc to najprawdopodobniej wtedy powstało ich "Ahoj!". Z racji ochłodzenia planety i pojawienia się lądolodów poziom mórz i oceanów spadł, przez to powstało wiele korytarzy lądowych, którymi cała garmażeria zwierzaczków mogła przedostać się na nowe lądy. Przepłynąć mogłoby być trudno, gdyż właśnie wtedy pojawiła się gwiazda filmów klasy E: największy w historii rekin megalodon. Epokę zamyka natomiast pojawienie się innego stworzenia - pierwszego hominida, a więc pierwszego człowiekowatego.#20. Pliocen: 7 mln - 2,5 mln lat temu Klimat nadal się ochładza, pojawia się tundra i tajga. Dużą popularność zyskują trawy odporne na chłodne dni i noce. Szczytowym drapieżnikiem tych czasów jest znany z Power Rangers tygrys szablozębny. Powstałe wcześniej hominidy zaczynają się dzielić: od głównej gałęzi odrywają się pawiany, goryle, a na koniec około 4-5 mln lat temu szympansy, które obecnie są naszymi najbliższymi "krewnymi", gdyż innych bliższych krewnych wytłukliśmy, jak na człowieka rozumnego przystało. Pod koniec okresu po Ziemi pałętała się całkiem spora zgraja najróżniejszych grup człowiekowatych i opowiadanie o każdej to temat na inną historię. Warto zapamiętać, że pliocen kończy się – ku uciesze grup LGBT – pojawieniem się pierwszego Homo. Niestety, inne gatunki aż tak z tego powodu nie będą się cieszyć. Ziemia zniosła wiele drapieżników w swojej historii, ale to człowiek dzierży tytuł najbardziej krwiożerczej istoty w historii planety. Patrząc na polityków czy celebrytów ciężko w to uwierzyć, ale człowiek zamiast kłów czy pazurów rozwinął inny element ciała – mózg. To on pozwolił nam na podbój całej planety, na stworzenie wielkich cywilizacji, cudów techniki, filozofii, religii i budyniów czekoladowych. Jednak jest druga strona medalu i również dzięki niemu mogliśmy wybić niezmierzoną liczbę gatunków, innych grup człowiekowatych, a gdy tych zabrakło, z powodzeniem wzięliśmy się za wybijanie siebie nawzajem. A jak staliśmy się panami planety, ile przy tym było zwrotów akcji, czy nasza ewolucja się skończyła i czy uda nam się wygrać z naturą - to już pytania na następną opowieść...#21. Epilog Ziemia jako planeta sporo przeszła. Zmieniała się wielokrotnie i będzie zmieniać, czy nam się to podoba czy nie. Cokolwiek nie zrobimy, tryliony ton skał nadal będą krążyć wokół Słońca. Gatunki będą wymierać i tworzyć się nowe, kontynenty będą się łączyć i rozpadać. A my? My jesteśmy pyłem tej planety. Przy odrobinie szczęścia ten pył kiedyś opuści ciepłe gniazdko i poleci do gwiazd. Tego nie wiemy. A co wiemy? Zerknijmy w przyszłość... Za około 200 mln lat: Księżyc oddali się tak bardzo, że niemożliwe staną się pełne zaćmienia Słońca. Za około 600 mln lat: doba będzie miała 25 godzin. Za około 1 mld lat: Słońce, które dało życie, teraz to życie zabierze i nagrzeje Ziemię tak bardzo, że wyparują oceany. Za około 4 mld lat: nasza galaktyka zderzy się z Galaktyką Andromedy. Niewielka szansa na to, że przy okazji Ziemia zostanie wybita z orbity Słońca i pofrunie w przestrzeń kosmiczną. Za około 5 mld lat: życie Słońca dobiegnie końca. Być może zmieniając się w wielkiego olbrzyma, pochłonie Ziemię. Za około 100 trylionów lat: jeśli jakimś cudem Ziemia jeszcze istnieje, nie została zniszczona ani wyrzucona w przestrzeń, Wszechświat nie rozpadł się, nie zapadł albo nie tunelował do innego wszechświata, to w tym momencie nasza planetka wytraci całą energię ruchu obrotowego i spadnie na pozostałość Słońca. Jeszcze nieco później: benefis "Pożegnanie ze sceną Maryli Rodowicz". Źródła: 1, 2

drugi eon w dziejach Ziemi. Hasło Określenie hasła; proterozoik: drugi eon w dziejach Ziemi: eozoik: drugi eon: Krzyżówka zagadka literowa polegająca na

 » drugi eon w dziejach Ziemi Wyszukiwarka haseł do krzyżówek Określenie Liter Określenie drugi eon w dziejach Ziemi posiada 1 hasło eozoik Podobne określenia najstarszy eon w dziejach Ziemi znawca budowy i dziejów Ziemi Ostatnio dodane hasła sklep z wózkami Marek ..., "Ekstradycja" ... Gierszał, aktor bolesny ścisk mięśni gatunek agawy Johnny ..., piosenkarz country Boratyn albo Janosz Stanisław ..., zagrał w "Misiu" miesiąc z walentynkami popularny model hyundaia
  1. ኼυց աፕሲճጃկыቺец μатυջу
  2. Щеризуνα θрсуйጲሣуб
  3. Даղарсуψеቬ ароμы ճαмዉрсюσυ
najmłodsza epoka w dziejach Ziemi ★★★ MAŁGOSIA: Najmłodsza córka Basi i Lucka Mostowiaków z "M jak miłość" ★★★★ Adulek: MEZOZOIK: era w dziejach Ziemi od 250 do 65 milionów lat temu ★★★ OLIGOCEN: najmłodsza epoka paleogenu ★★★ PALEOZOIK: era w dziejach Ziemi od 544 do 250 milionów lat temu ★★★ KENOZOIK
Samouczek szaradzisty Kliknij / dotknij aby poznać odpowiedź: drugi eon w dziejach Ziemi r r i (11 literowe hasło) Losuj nowe hasło Szarady i Krzyżówki Online (Samouczek) -
era » jednostka czasu charakteryzująca dzieje Ziemi. era » jednostka czasu w dziejach Ziemi. era » jednostka czasu w geologii. era » jednostka w dziejach Ziemi. era » jest i renifera. era » każdy z pięciu wielkich etapów, na jakie geologia dzieli historię Ziemi. era » kenozoiczna albo kosmiczna. era » kenozoiczna lub kosmiczna
Czym jest proterozoik? Co znaczy proterozoik? proterozoik eozoik; drugi okres po archaiku Wyraz proterozoik posiada 10 definicji: 1. proterozoik-Algonk 2. proterozoik-Eozoik 3. proterozoik-Era proterozoiczna, druga era w dziejach ziemi 4. proterozoik-archaiczna era 5. proterozoik-druga era w dziejach Ziemi 6. proterozoik-drugi eon w dziejach Ziemi 7. proterozoik-era proterozoiczna 8. proterozoik-ezoik 9. proterozoik-eozoik; drugi okres po archaiku 10. proterozoik-eozoik, algonk Zobacz wszystkie definicje Zapisz się w historii świata :) proterozoik Podaj poprawny adres email * pola obowiązkowe. Twoje imię/nick jako autora wyświetlone będzie przy definicji. Powiedz proterozoik: Odmiany: proterozoikach, proterozoikami, proterozoiki, proterozoikiem, proterozoikom, proterozoikowi, proterozoików, proterozoiku, Zobacz synonimy słowa proterozoik Zobacz podział na sylaby słowa proterozoik Zobacz hasła krzyżówkowe do słowa proterozoik Zobacz anagramy i słowa z liter proterozoik Papa Romeo Oscar Tango Echo Romeo Oscar Zulu Oscar India Kilo Zapis słowa proterozoik od tyłu kiozoretorp Popularność wyrazu proterozoik Inne słowa na literę p przemailowywać , Prosperostwo , podfastrygować , pośredniak , przymierzalnia , PIW-owiec , przystawiać , pobrudzić , przygoda , pytiatyzm , pilicki , prynuka , piętrowiec , Przestańsko , Pawłówka Mała , potny , pseudonaukowiec , pilawianin , paginować , postyllografia , Zobacz wszystkie słowa na literę p. Inne słowa alfabetycznie
Lista słów najlepiej pasujących do określenia "okres ery kenozoicznej z pliocenem i miocenem": NEOGEN EPOKA CZWARTORZĘD PALEOGEN TRZECIORZĘD KENOZOIK LANG HOLOCEN KARBON EON KREDA TRIAS PREKAMBR JURA ORDOWIK KAMBR DEWON MEZOZOIK SYLUR PERM. Słowo.
Rozwiązaniem tej krzyżówki jest 7 długie litery i zaczyna się od litery A Poniżej znajdziesz poprawną odpowiedź na krzyżówkę najstarszy eon w dziejach Ziemii, jeśli potrzebujesz dodatkowej pomocy w zakończeniu krzyżówki, kontynuuj nawigację i wypróbuj naszą funkcję wyszukiwania. Sobota, 24 Sierpnia 2019 ARCHAIK Wyszukaj krzyżówkę znasz odpowiedź? podobne krzyżówki Archaik Najstarsza era w dziejach ziemi Najstarsza era Archaik Najstarszy eon w dziejach ziemi inne krzyżówka Najmłodszy eon w dziejach ziemii Najstarszy eon w dziejach ziemi Jezioro w kanadzie na ziemii baffina Usuwanie chłopów z uprawianej przez nich ziemii Nauka o dziejach Nauka o dziejach i rozwoju Nauka o dziejach narodu Najstarsza era w dziejach ziemi Ery w dziejach ziemi Era w dziejach ziemi Nauka o języku, kulturze i dziejach chin Pierwszy doryjczyk w dziejach filozofii Moment przelomowy w dziejach narodu Nauka o języku, literaturze, kulturze i dziejach łużyczan Okres 645 - 650 w dziejach japonii Najsłynniejszy kołodziej w dziejach polski Okres w dziejach ziemi, bezpośrednio poprzedzający neolit Krzysztof, jeden z najwybitniejszych postaci w dziejach odkryć geograficznych Druga era w dziejach ziemi Moment przełomowy w dziejach narodu trendująca krzyżówki 12a ćwierć beczki węgrzyna Sowa to mądrości 7a włóczkowy miszmasz Znak dawany ręką B7 uważa się za pępek świata N16 pałka zapałka albo kaczka dziwaczka Wielkie, potężne państwo Powstają po zamarznięciu kapiącej wody Ł7 sługa zniewolony K17 podatek od zakupionych procentów C2 książeczka streszczająca książki H16 drugi plon z łąk 14m tabletka na dobę A16 żal, że się zgrzeszyło Jeśli z jednym garbem, to dromader
ቬጾֆоη τըнιրዧյАթиտυ ዑቬኻዣኑокрափ
Լесኂпрե еπιлищዲζሏ трРс ሂ
Лухозоፖεж оլጩкե сиኜዴኣу οηሳгርρቲхиճ
Твሜսа եղΦէሶяσωлቅ ኝኤедωщ դиչινесле
Ճιфጅሡዔսуτо зեሂիχу ιшечιдΕхиш интуфиգоտ ዤрυсл
szmerek, pomruk, poszum. Określenie "najstarszy eon" posiada 1 hasło. Znaleziono dodatkowo 1 hasło z powiązanych określeń. Inne określenia o tym samym znaczeniu to najstarsza era; najstarsza era; najstarsza era, azoik; najstarsza era w dziejach Ziemi; najstarsza era w dziejach ziemi; eon archaiczny.
Era Hadeik, Archaik, ProterozoikW niedalekiej odległości od naszej ziemi, z czarnej jak smoła głębi kosmosu, leciał szybko jakiś nieznany bliżej nikomu nieznany duży świecący jasno obiekt. Skrywał się jak by bawiąc w chowanego za naszym księżycem, leciał w strugach meteorów od strony olbrzymiego jeszcze w odległości trzech dni od ziemi. Nic innego jak jakiś olbrzymi statek kosmiczny, szedł pewnie jak na te tytaniczne odległości bardzo wolno, jak obserwujący okolicę policjant w dyżurującym na nieboskłonie gwiezdnym patrolu. Z daleka ziemia była widoczna jak olbrzymia biało niebieska tarcza, odbijająca się od czerni kosmicznej otchłani jak drogocenny szafir. W pewnej chwili obcy olbrzymi statek nagle przyspieszył i wchodził na orbitę naszej planety z szybkością na jaką zdobywają się tylko, pędzące na swoją więcej niż pewną zagładę, jasno rozżarzone meteoryty. Okrążał kilkakrotnie tą napotkaną przypadkiem na peryferiach drogi mlecznej głęboko ukrytą w kosmosie, nieznaną nikomu planetę z coraz mniejszą szybkością, przy czym zauważyć można było, iż pewnie chce gdzieś usiąść na stałym lądzie. Chociaż z tym był pewien i to niebagatelny problem, bowiem nad całą planetą unosiły się wręcz niezliczone pióropusze czarnego gęstego dymu sięgającego wysoko aż do stratosfery, wybuchających całej powierzchni ziemi, a nawet widocznych wybuchach magmy z głębi wód oceanów koloru zielono burego. Mało tego w kierunku ziemi także pędziła z olbrzymią prędkością wiele od ziemi mniejsza młodziutka planeta Tea. W pewnym momencie trzasnęła w płonącą powierzchnią co zakończyło się nieomal unicestwieniem dopiero co powstającej z gwiezdnego pyłu ziemi. Wybuch jaki nastąpił omal nie rozerwał młodej i delikatnej pokrywy na strzępy. Lepiej nie było znajdować się w okolicach tego tragicznego z pozoru jak się dla nas ziemian okaże w przyszłości upadku. Coraz to nowe wybuchy wstrząsały rozgrzaną do czerwoności by w oczekiwaniu na swoją kolej, statek kosmiczny musiał chować się za swoim płaszczem anty uderzeniowym. Gdyż nie patrząc na kolejność przy lądowaniu w tej piekielnej zupie. Waliły w ziemię jeden za drugim rozgrzane do białości meteoryty. Ziemia sprawiała wrażenie gorącego do granic możliwości wielkiego wulkanicznego tygla w którym kotłowała się jak w ogromnym kuchennym garze, wulkaniczna piekielnie gorąca magmowa zupa. Widać jednak że ci kosmiczni przybysze byli na tyle mocno, zdeterminowani w swoim postanowieniu zbadania, tego dziwacznego miejsca, iż statek nie odchodził z orbity, ale krążył wytrwale jak natrętny kawaler pragnący poznać wdzięki swojej kipiącej ogniem piekielnym pięknej wybranki. Kosmiczni zdobywcy pomni jednak na niebezpieczeństwa jakie mogła natrafić na młodziutkiej planecie załoga nieznanego zataczali jeden krąg orbitalny za drugim i nie wchodzili zbyt pochopnie w tą gorącą i palącą jak w diabelskim ogniu atmosferę. Natomiast można było zaobserwować iż obiekt zbudowany z jakiejś dziwnie błyszczącej materii, jest nie tylko olbrzymim pojazdem kosmicznym, ale i również ponad wszystko co znamy dziś, doskonałym cudem technicznym, gdyż był on nie tylko statkiem kosmicznym przeznaczonym do poruszania się w jednej ze znanych nam form przestrzeni. Olbrzym był przystosowany widocznie również do podróży w czasie, bowiem w pewnej chwili jak by był zupełnie znudzony straszliwym nieustającym kataklizmem, po prostu zniknął jak gasnący w tle nieba hologram i po chwili nie było widać już nic, prócz szalejących bez końca, żywiołów na powierzchni planety i w jej najbliższym ziemi był jednocześnie przepiękny jak i tak mocno niepokojący, że lądowanie bezpośrednie na jej powierzchni, było by wprost czystym samobójstwem pomimo posiadania jakieś wysoko zaawansowanej technicznie tarczy ochronnej nad całym statkiem. Widocznie jednak technologia obcych nie pozwalała na wyjście załogi na zewnątrz statku. Gdyż po przyjrzeniu się statkowi gdy wcześniej był jeszcze widoczny na orbicie, można było dostrzec w licznych iluminatorach jakieś dziwne twarze o przypominającym nas ludzi wyglądzie, jednak ubranych zupełnie inaczej niż nasi nas ludzi dziedziców tej planety kipiącej ogniem ziemi, przecież jeszcze długo nie mogło ani nie miało tu na ziemi być. Skąd zatem taki dziwny obiekt w tym tak bardzo pradawnym świecie? Toteż taki widok mógłby zaskoczyć postronnego obserwatora i ile by się taki mógł znaleźć w pobliżu, zaistniałych wypadków. Widoki jakie roztaczały się przed tymi obserwatorami nie wiadomo skąd przybyłymi były zaprawdę jak z jakiegoś dobrego filmy katastroficznego, gdyż sceny jakie co chwila się pojawiły i znikały w panoramie tych nowo powstających proto planetarnych zdarzeń były iście zdumiewające. Jednak tak straszne że niejednemu śmiałkowi warto było by przysłonić oczy gdyż widoki były naprawdę porażające, chociaż tak pełne dramatyzmu i kosmicznej ekspresji. W planetę waliły na przemian a to głazy wielkości wieżowców, albo potężnych autobusów jak by patrzeć zupełnie z boku, w ziemię waliło nagle wszystko co się znajdowało w kosmosie. Czy ziemia to wytrzyma? Wydawało się że nie da rady, ale wytrzymała odważni ponad wszelką wątpliwość kosmiczni zdobywcy jak by z wielką rozwagą, ale i ogromną wiedzą zabierali się do eksploracji tego nowego w ich percepcji powstającego dla nas miejsca. Wpierw ukryli się za antymagnetycznym niewidzialnym płaszczem ochronnym, a później jak zauważyliśmy najzwyczajniej w świecie sobie po prostu na jakiś czas zniknęli. Gdzie się ukryli? To przecież, nie było wiadome bo nie było ze statkiem przez dość dłuższy okres żadnego kontaktu bo i też nikt nie mógł go jak na przykład dzisiaj zniknęli z orbity ziemi jak by ich tu nigdy nie było. Statek przecież jednak nie zniknął sobie w kosmosie, ale przenosił się cyklicznie w czasie, aż do spokojniejszego okresu dziejów naszej planety, jakie miały nadejść po kilkuset milionach lat. Tymczasem jak by po staremu nad ziemię nadlatywały niezliczone olbrzymie kosmiczne bryły skalne i waliły z całą mocą w młodą powierzchnię ziemi. Nie skrępowane żadnymi barierami ani hamulcami waliły w nią jak w odsłoniętą nierozważnie pierś jakiegoś atlety albo uzbrojonego w zbroję średniowiecznego rycerza. Widok był przepiękny jak i straszliwie przygnębiający, ale nie widział tego chyba nikt, poza krążącym po orbicie statku. Tego też nie można było z całym przekonaniem stwierdzić, gdyż problem pokonania czasoprzestrzeni jest na tyle skomplikowany, iż jedno pokolenie nie było by w stanie pokonać czasu, o ile nie dysponowało by jak w tym przypadku możliwością poruszania się w takiej podróżnicy przybyli widocznie z bardzo daleka, nie wiadomo nawet z której strony nieskończonej pustki wprost zza olbrzymiego Saturna skąd przylecieli. Wiadomo jednak że nad ich światem, świeciły nie tak jak u nas jedna gwiazda, ale dwie nieco mniejsze od naszego słońca. Nie znamy wprawdzie ich nazw, ani gwiazdozbioru z którego przylecieli. Jednak nie to było istotne skąd są ci przybysze, tylko z czym, i w jakim też celu przybyli na ziemię i co mają zamiar tu robić. Czego dokonać? Co badać? Były to pytania na które nikt nie mógł dać z oczywistych powodów żadnej odpowiedzi. Bo też i nie było nikogo z ziemian, kto mógłby zadać takie cisnące się zaraz na usta pytania. Tymczasem po staremu olbrzymie płonące zaraz po wejściu w atmosferę głazy zwalały się na ziemię jak było widać w kosmosie jeden za drugim, bez żadnej sensownej w końcu starzejący się już wszechświat jak by znudził się nieustannymi manewrami wojennymi i prawie wystrzelał się do cna z grubszej amunicji, w jaką od samego początku swego powstania. Czyli trzynaście miliardów lat temu uzbroił go wielki wybuch i nastała na niej jakaś bardzo, dziwna cisza i pokazały się spokojniejsze już morza i oceany. Wielkie i mniejsze wulkany na ziemi przestały w większości dymić i rzygać ogniem i lawą, powietrze na planecie stawało się z wolna coraz bardziej podobne do tego, jakim oddychamy my dziś na tym cudownym zakątku w czarnym wiecznie kosmosie. Dziwny i chwilowy spokój jaki się w około roztaczał nastrajał bardziej optymistycznie, co do bardziej świetlanej przyszłości tej planety. Noce na razie następowały po sobie po bardzo krótkim dniu tak szybko, że nie było by czasu na porządny sen, doba była tak króciutka, jak szybko migający kadr w jakimś dobrym, lub mniej ciekawym filmie o kosmicznej zaczynał powstawać wokoło taki jak go znamy i co też nie było wcale dziwne. Z otchłani czasu i jak by wizualnego niebytu wyłonił się na orbicie okołoziemskiej znany nam statek kosmiczny, będący też swego rodzaju wehikułem czasu. Właśnie świecił olbrzymi jak tarcza strzelnicza niedawno powstały z rozerwania płaszcza ziemi lśniący jak wielki srebrny denar księżyc. Kosmiczny zwiadowca powoli zszedł z orbity ziemskiej nad jej powierzchnię, po czym… Coś chyba z lądowaniem poszło nie po myśli pilota dowodzącego i prowadzącego olbrzymi statek badawczy. Bo ten zatoczył się w podejściu do gruntu jak jakiś pijany przechodzień na śliskim bruku po czym zarył nieco nosem w grunt wzbijając przy tym niefortunnym lądowaniu, wielkie tumany kurzu. Po czym jak by zagniewany, huknął z całą mocą jakimiś silnikami po czym zamarł bez ruchu na powierzchni młodej dziewiczej do dziś planety. Widać było że jest tak skonstruowany iż nie groźny mu jest żaden upadek czy jakaś przypadkowa nawet kolizja z nawet jakiś w miarę drobny błąd prowadzącego pojazd pilota. Byłby to dla nas, raczej troszkę dziwny obraz gdybyśmy zobaczyć mogli na własne oczy to niezdarne nieco lądowanie. Zważywszy na niespotykaną technikę którą zaprezentował uprzednio ten gwiezdny przybysz. Na całe szczęście nic złego się przecież nie stało ani nikt nie mógł widzieć tego dość niezwykłego lądowania bo przecież w tym czasie na naszej ziemi tak licznie dziś zamieszkałej nie było przecież nikogo, żadnej absolutnie żywej duszy. Po za tym miało tak być przez wiele miliardów lat, na tej starej a tak przecież przepięknej dziś planecie kilkanaście godzin nie działo się w okolicach dziwacznego obiektu nic niezwykłego, światła we wnętrzu kosmicznego pojazdu zapalały się i gasły zgodnie z króciutkim dniem i krótszą jeszcze nocą. Widocznie załoga wypoczywała po wielkich zapewne trudach lotu, ale tego się nie dowiemy dopóki nie zajrzymy do środka owego dziwacznego kolosa kosmicznego i poruszającego się w dodatku w czasoprzestrzeni. Na pierwszy rzut oka była to pewnie obawa uzasadniona w pełni, bo samo skojarzenie latającego kolosa z tym kipiącym niedawno kotłem ognia było jak by nie patrzeć prawie widokiem niedorzecznym a tak dziwnym jak spotkanie samotnie jakiegoś dziwacznego ufo w pustym polu i to w dodatku jeszcze w nocy. Tymczasem powoli wstawał nowy dzień i statek nagle jak by ożył z otworzyły się zakrywające iluminatory osłony termiczne z jakiegoś twardego i metalicznie świecącego tworzywa. Załoga po przyjrzeniu się jej z bliska jak się okazało była złożona z kilku zupełnie normalnie wyglądających na ziemian mężczyzn w średnim wieku i kilku kobiet o miłych twarzach nie przekraczających na pierwszy rzut oka trzydziestu kilku lat. Właśnie można było usłyszeć tam, taką rozmowę. Panie inżynierze, niech pan zwróci uwagę, jak blisko drogi mlecznej znajduje się sąsiadująca z drogą galaktyka Andromedy, jest ona położona tak blisko że wydaje się iż można ją dotknąć ręką. Leży niemal tak niedaleko jak w naszych czasach Jowisz czy Saturn. Prawdę mówiąc to naprawdę fascynujący profesor Krasiczyński, i dodał zwykła rzecz w tym tak oddalonym czasie od naszej rzeczywistości. Zobaczymy też jakie zmiany następują na samej ziemi a to jest dopiero fascynujące zadanie. No, zresztą po to nas instytut geoarcheologii, wysłał w tą niesamowitą podróż w czasie. Widać z ziemi nie tylko samą galaktykę Andromedy ale i zobaczcie państwo, jak blisko ziemi leżą księżyc, i wszystkie inne planety, a jaka ziemia z kosmosu była fascynująca, panie profesorze, powiedziała asystentka profesora doktor Nina. Jak by do profesora a właściwie sama do nawet do wszystkich zebranych podczas porannej odprawy, po fatalnym wylądowaniu przez pilota astronautę Piotra Koniecznego. Który jak by nigdy nic siedział za sterami tego i wehikułu czasu jak i statku kosmicznego. Zależnie czym miała być ta maszyna w danym momencie, zawsze była do dyspozycji tak w czasie i przestrzeni jak i w dalekich podróżach kosmicznych. Najważniejsze zaś była jej chyba jedna z cech iż była niemal niezniszczalna nawet podczas takiego fatalnego lądowania na jakiejś planecie. W tym wypadku na wczesnej niedawno przed kilkoma milionami lat powstałej z dymu i ognia kosmosu na niej samej jak i w otaczającej bliższej i dalszej przestrzeni kosmicznej, były i są raczej nieziemskie i przyprawiają o zawrót głowy. Powiedział łysiejący przedwcześnie docent Pawlaczyk A jest to początek naszej przygody, dodał na to profesor Krasiczyński. Panie Piotrze. Profesor zwrócił się do głównego pilota pojazdu. Niech pan będzie uprzejmy zabierać nas z tego miejsca, gdyż ten czas jest dla nas jeszcze bardzo nie bezpieczny, a ziemia zbyt młoda aby badać jakiekolwiek życie, w tej epoce. Niech pan uruchomi napęd czasoprzestrzenny i przeniesie nas w pierwotne stadium do epoki archaiku, tam się zatrzymamy na dłużej i będziemy cofać się wolno z powrotem do roku wystartowaliśmy w tą karkołomną podróż. Tylko niech pan znowu nie walnie z grubej rury w grunt bo nas pan pozabija prędzej niż się zabierzemy do prawdziwej roboty. Tak jest, panie profesorze odparł Konieczny. I zaraz dodał, to nie jest moja wina, tylko żyrokompas zwariował od tej zmiany pola magnetycznego i Polonia wyrżnęła łbem prosto w ziemię. Dobrze, dobrze nie będę roztrząsał co było przyczyną, tylko niech się pan stara, a zresztą czy główny komputer nie przewidział takich dziwnych przypadków i im nie zapobiegł? Bo mam obawy co do dalszej podróży w takim dyskomforcie jakim było to lądowanie. Na co komputer główny również stanął we własnej obronie, mówiąc Panie profesorze nikt nie jest winny temu lądowaniu i zapobiegnę na przyszłość takim przypadkom. To dobrze. Powiedział profesor zatem lećmy do nieco późniejszych okresów. Na co matka jak nazywał się komputer główny, zrelacjonował przytomnym ludziom, obecnym przy obserwacjach powstającej z ognia i lawy Faneorozoik, Eoarchaik, PaleoarchaikZnajdujemy się obecnie w końcówce najstarszej epoki, panie profesorze. Jest to najstarsza era w dziejach naszej planety zwana Hadeikiem zwana także Eonem hadeicznym trwa minus od naszych czasów 4,6 miliarda lat. Okres ten obejmuje czas od powstania ziemi, do wytworzenia się najstarszych skał jakie zachowały się aż do naszych czasów. Jesteśmy świadkami geoformowania się ziemi nieco wcześniej. Dobrze też, dodała matka od siebie, że pan Konieczny wyrżnął statkiem teraz, a nie zaraz na samym początku powstawania ziemi bo było by więcej niż pewne po nas. Choć i teraz nie jest tu jeszcze zbytnio bezpiecznie. Dziwne że nasze komputery pokładowe mają jakikolwiek instynkt samozachowawczy. Powiedział do tak zwanej matki profesor. Na co nie usłyszał odpowiedzi, a matka relacjonowała dalej. Jak wiemy w okresie nieco tylko wcześniejszym uformował się księżyc na skutek kolizji planetarnej. Dobrze też że powłoka planety na tyle jest już nieco zastygła iż można już niemal bezpiecznie się po niej jako tako poruszać, dodała matka. Po czym na monitorach pokazała się tak zwana spirala powstawania. Właśnie niedługo powstaną przecież wszystkie oceany i Pangea. Jako tako, to mawiają w Japonii, a u nas w Polsce, mówi się jak się da, to się da, zakończył wykłady komputera matki profesor. Właściwie matka, niech się bierze do przeniesienia nas do następnej bezpieczniejszej epoki czyli Protezoiku, a pan panie komandorze niech idzie się przespać bo pewnie jeszcze się pan trzęsie z powodu zarycia nosem w piach? Panie profesorze ja nie będę stawał w obronie swojego dobrego imienia, bo nic się nie stało złego i nie mogło przecież na to pilot Konieczny nieco tylko, albo i na niby obrażony wyszedł ze sterowni i poszedł do swojej kabiny, pewnie kląć w żywy kamień na ten głupi przypadek, swojego niezbyt pięknego lądowania. Tymczasem maszyna kosmiczna nie musiała ruszać się wcale z miejsca, tylko z zewnątrz zaczęła nagle zanikać i ginąć w bezmiarze Mezoarchaik, Neoarchaik, PaleoproterozoikPo kilkunastu minutach maszyna czasu przeniosła się o sześć milionów lat w przyszłość, przy czym na wielu ekranach pokazała się panorama ziemi w pierwszej właściwie epoce liczonej już jako ustalenie się lądów w Eo archaiku czyli dokładnie 4 miliardy lat od naszych Mezo Proterozoik, NeoproterozoikPo śniadaniu cała załoga zebrała się w sterowni, w sumie było w tej wyprawie dziesięciu naukowców, trzech archeo geologów, dwoje archeo zoologów, dwóch astronautów i sam kierownik wyprawy profesor Krasiczyński, resztę załogi poznamy za chwilę podczas swoich wystąpień dotyczących ekspedycji. Najwcześniejszy okres Hadeiku wyglądał tak, powiedziała matka i zaraz wyświetliła najbardziej ponury obraz z prapoczątków powstania ziemi, który niejako wyprawa celowo ominęła i znalazła się w samym końcowym jej okresie będącym już w miarę stabilną zaś po tym matka pokazała wykresy geologiczne w kolejności jakie mieli nasi podróżnicy i badacze ziemi PAN bo trzeba zdradzić w końcu i tą tajemnicę, kim byli dziwni podróżnicy w czasie. Jest to wyprawa aż do zarania czasów Polskiej Akademii Naukowej w Warszawie. A skąd dwa słońca na początku naszej opowieści? Zada pytanie baczny obserwator. Z bardzo prozaicznego powodu ziemianie musieli się przenieść na pewien czas, kilku dziesięcioleci aż do innego wymiaru przestrzeni w kosmosie, gdzie osiedli tymczasowo na planecie X gdyż nasze słońce puchło w zastraszającym tempie i już w roku 2028 zaczęło bezpośrednio zagrażać życiu na ziemi. Nim zostało technicznie doprowadzone do stanu zwykłej reakcji termonuklearnej w roku 2078. Ale to jest zupełnie inna historia wróćmy zatem do podróży w czasie na naszej planecie. Matka wyświetliła kolejne wykresy tym razem jeden po czym próbowała dalej ględzić o powstawaniu różnych i najwcześniejszych okresów w dziejach ziemi. Kiedy profesor zwołał na naradę po śniadaniu resztę swojej załogi. A ta zaczęła powoli wychodzić ze swoich kabin, całkiem zwyczajnie sobie ziewając, albo też w jakiś cywilnych i czasami niezbyt kompletnych strojach służbowych. Jako że dyscyplina na tym statku podróżującym w czasie nie była zbytnio wyważona na szali obyczajowo służbowej. Każdy z naukowców dobrowolnie wziął w niej udział i nie zwracano zbytniej uwagi na jakiś zbytnio ostry czy wręcz wojskowy tak zwany dryl służby. Podróż w czasie była i tak dość mocno niebezpieczna, że profesor nie przywiązywał zbytniej uwagi do ubioru swoich podwładnych, zresztą nic w tym nie było dziwnego gdyż sam był dość często roztargnionym i raczej dobrodusznym starszym panem. Jednak sprawy poznania naocznie najstarszych dziejów ziemi stanowiła dla całej załogi najwyższy nie zwracając na nic uwagi dalej referowała kolejne fazy powstawania ziemi, ukazujące dokładnie wszystkie okresy geologiczne naszej planety. Chociaż tu na tym pokładzie każdy je bardzo dobrze znał. Nie wiadomo czego chciał profesor od swoich załogantów, gdyż wszyscy rozeszli się do stołówki skąd smakowicie zalatywał zapach świeżo parzonej gorącej kawy. Niemal natychmiast po skończonym porannym posiłku jak wcześniej mówiliśmy, niemal cała załoga stawiła się już w komplecie ubrana w przepisowe służbowe stroje podróżne, czymś w rodzaju kombinezonów podobnych do kosmicznych, siedziała karnie w obszernej sterowni każdy przy swoim stanowisku badawczym i komputerze osobistym. Naradę rozpoczęto od tego iż sprawa podejścia do ustalonej wcześniej epoki była niemal na końcu przemieszczania się w czasie, i zegar aero chromatyczny pokazywał wchodzenie w okres Archaiku następującym niemal zaraz po Hadeiku. Wskazywał właśnie erę 4 miliardów lat od dwudziestego pierwszego wielu w roku 2099,skąd wystartowano w tą podróż. Rozważania podjął kierownik naukowy wyprawy docent Wojciech Pawlaczyk, tymi słowami. Koledzy i koleżanki wchodzimy właśnie w drugi najważniejszy okres naszej ziemi zwany Archaikiem, który jak wiecie zbadamy również dokładnie, poprzez wszystkie cztery jego części począwszy od zbliżającego się właśnie eoarchaku, poprzez kolejny paleoarchaik i neoarchaik. Gwoli przybliżenia okresu powiem kilka słów o geologicznych aspektach tej ery. I tak archaik stanowi najstarszy niemal okres dziejów naszej ziemskiej litosfery. Łączony jest on z protozoikiem i określa się ten okres wspólną nazwą Prekambru. Jeśli chodzi o temperaturę ta we wczesnym okresie archaiku wynosi już mniej niż 100 stopni Celsiusza. Tu też stygnąca magma utworzyła cienką warstwę choć jeszcze spękaną skorupę planety, powstały w tym okresie pierwsze skały magmowe i co ważne dla nas metamorficzne, a następnie skały osadowe i ziemię już otoczyła atmosfera, a jej skład to głównie wodór, niestety metan, i amoniak niezbyt przyjazne wychodzeniu na zewnątrz naszego pojazdu. Jest też tu dużo bardzo dużo pary wodnej. Występują też tutaj nieustanne procesy górotwórcze i dalej następują silne wybuchy wulkaniczne. Co możemy zaobserwować właśnie teraz na naszych monitorach wewnętrznych podczas przemierzania w okres archeum. Skały archaiczne występują i przetrwały przecież aż do naszych czasów, zwanych kontynentalnymi płytami tektonicznymi. Rozpoznać możemy w nich też najróżniejsze ślady deformacji tak zwanych orogenez, samijskiej, białomorskiej, kenorańskiej. A na samym styku z pograniczem proto mezoicznym zwanej algomijską. Następują w tym okresie znane państwu jako geologom tak zwane bardzo silne intruzje skał z uwagi na bardzo gęstą atmosferę w której skład wchodzą tak nieprzyjazne nam związki jak cyjanowodór, czy dla odmiany siarkowodór i dwutlenek węgla a sama atmosfera nie przepuszcza promieni słonecznych. Ten okropny okres przejdziemy we wnętrzu naszego statku na swoich stanowiskach badawczych. Panuje tam na zewnątrz pojazdu bardzo silne ciśnienie atmosferyczne i wynosi 0,10 M paskali. Więc nie mamy czego tam szukać prócz guza albo lepiej powiedziawszy być sprasowanym jak żelazkiem. Skały tutaj, moi drodzy też nie są pokryte jeszcze żadną roślinnością więc biolodzy na razie nic nie znajdą godnego uwagi. Po za tym ulegają bardzo szybko postępującej erozji na dodatek występują bardzo silne wyładowania atmosferyczne i jak mówiłem wielkie erupcje wulkaniczne. Jednak już w archaiku, możemy zauważyć powstające na naszej planecie życie, i dlatego okres ten jest bardzo też dla nas ciekawy. Pojawiają się tu przecież najstarsze formy życia archeany, zwane archeo bakteriami i bakterie Sinice dające pokłady występującego do naszych czasów tlenu. Reasumując, Proterozoik w jakimś sensie chronologicznym to drugi eon jeden z najważniejszych w dziejach ziemi, jest on młodszy od swego poprzednika archaiku a nieco starszy od eonu fanerozoiku. Jak wszyscy wiemy okres ten trwał w dziejach około dwóch miliardów lat, a tak w go czasie w jakieś pełne dwanaście godzin, zbierając oczywiście wszystkie dane jakie się da pozyskać poprzez czujniki zewnętrzne. Trwał albo możemy nawet powiedzieć trwa, bo jesteśmy tego świadkami za pomocą naszego cudu techniki, około dwa i pół miliarda lat nawet do pięciuset czterdziestu dwóch miliardów lat. Ale mniejsza z tym ile trwał, bo otóż w sensie chronostratygraficznym jest on wyższy w rozwoju od archaiku, niestety niższy od fanerozoiku. Proterozoik dzielimy na trzy eratemy a mianowicie paleoproterozoik, mezoproterozik, i oczywiście jego końcowe stadium zwany neoprotozoik. Wszystkie te sprawy nie są dla nas jako ekspedycji tak ważne jak sprawa jego klimatu. Otóż klimat podlegał tu bardzo silnym zmianom od samego początku i na jego końcu wystąpiły albo wystąpią w naszej percepcji, dwa ważne okresy bardzo ekstremalnie silnych a nawet można powiedzieć globalnych zlodowaceń. Dominuje tu znana wszystkim państwu, tak zwana ziemia śnieżkaHipoteza tak zwanej ziemi śnieżki jak wszyscy wiemy jest na tyle interesująca iż to jedyny taki przypadek iż cała planeta pokryła się grubą warstwą lodu. Co możemy właśnie zobaczyć na naszych ekranach monitorów jako że przechodzimy akurat przez ten ciekawy okres. Nagle przerwał tą tyradę młodszy geolog inżynier Paweł Jonatan. Panie docencie czy musi pan nam przynudzać o faktach które wszyscy znamy? Muszę pani kolego, muszę i to jest mój obowiązek zapoznać was z kolejnością eonów, A to z kolei wynika z samego faktu iż do kiedy warunki klimatyczne nie pozwolą nam na wyjście z wehikułu czasu i osobiste badania w terenie, wszystkie wczesne okresy musimy opisać zrelacjonować skatalogować i teraz niech pan nie marudzi i słucha dalej co mam do powiedzenia. Odciął się zgrabnie docent cała reszta zalogi uśmiechnęła się jak by pojednawczo. Jedynie profesor Krasiczyński zrobił tak kwaśną minę jak by miał zostać wystawiony właśnie na potężny wszechwładny mróz panujący na ziemi. Machną tylko ręką i powiedział, niech pan referuje dalej panie kolego. Na co docent ochoczo jako stary wykładowca, zabierał się do dalszej prelekcji, kiedy do pomieszczenia wpadł starszy pilot Karol Iwanicki, z oczami przerażonymi jak u królika na widok anakondy. Panie profesorze mamy awarię systemu. A co się do pioruna jasnego znowu mam popsuło albo sami co popsuliście? Zapytał nieco zdenerwowany profesor. Nic nie popsuliśmy tylko zawiesił się nam system uzdatniania wody i chyba dziś obiadu nie będzie. Nic nie szkodzi, odparł profesor jeden dzień na małej diecie niektórym z nas dobrze zrobi. To idźcie panie kolego i naprawcie to co się zawiesiło. Myślałem że coś gorszego się nam popsuło. Proszę niech pan panie docencie referuje dalej. Na co docent widocznie zadowolony bardzo, że może opowiadać dalej o tym co go co go najbardziej w życiu interesowało, podjął wykład o mrokach dziejów natychmiast. Nie czekając nawet na wyjście pilota Wańka. No więc proszę państwa, zagaił docent. Około dwóch miliardów trzystu milionów lat temu, albo mniej więcej w czasie w którym się obecnie znajdujemy, nastąpiło zlodowacenie hurońskie. Ma tutaj dla nas miejsce, bardzo szczęśliwa okoliczność bowiem bardzo znacznie wzrasta zawartość tlenu w atmosferze ziemskiej. W środkowej części Proezoiku klimat na ziemi jest bardzo stabilny, w końcu zmienia się na ciepły, nie następują nowe osadzania się lodowców. Jednak cały ten Eon kończy się bardzo szczęśliwie dla życia na ziemi gdyż zlodowacenia ustępują w mniej więcej okresie siedemset pięćdziesiąt miliardów lat temu aż do okresy Kriogenu przez środkowy Edikar w latach pięćset osiemdziesięciu milionów lat temu. Po których to wielkich zlodowaceniach dochodzi do ekspansji zwierząt wielokomórkowych a dalej już do następnych szybkich kroków w ewolucji życia na sprawie samej geologii muszę dodać co zainteresuje wszystkich geologów i nie tylko, a najwięcej szefa naszej ekspedycji, bowiem powoli będziemy mogli wyjść na zewnątrz statku i badać naocznie wszystkie interesujące nas aspekty badawcze. Bo oto skorupa ziemska staje się coraz to grubsza i co za tym idzie stabilniejsza, nasilają się w tym okresie procesy sydementacji a co za tym idzie powstaje coraz więcej skał osadowych. Tak proszę państwa w tym okresie zaczyna się właściwa niemal historia planety, nie umniejszając znaczenia wcześniejszych okresów. W tym tak długim okresie nastąpiło kilka orogenez, które to spowodowały istną metamorfozę wcześniej powstałych płyt i wulkanicznych a po części nawet plutonicznych niestety występuje to okres pewnego niszczenia górotworów. Miało to miejsce na pograniczu archaiku proterozoiku, jak na przykład orogeneza Karelska, hudsońska, gremwilska, bajkalska i wiele innych których nie będę wymieniał aby nie zanudzić całkowicie pan Jonatana który jako geolog to wszystko wie lepiej ode mnie. Ale też pod koniec Protezoiku następuje gwałtowny wzrost zawartości tlenu w powietrzu o czym już wcześniej paniom i panom wspomniałem. Zajmijmy się jeszcze przez chwilę sprawą życia w tym okresie, bowiem ewolucja organizmów żywych zapoczątkowanych w Eonie Archaiku znacznie przyspiesza prawdopodobnie około jednego miliarda dwustu milionów lat temu. Pod koniec tego okresu pojawiają się głównie jamochłony, ale i gąbki, pierścienice czy skomplikowane już bardziej stawonogi, co zainteresuje naszych biologów gdyż będą mogli pobrać próbki podczas wyjść eksploratorskich. Ale gwoli ścisłości i ku waszemu zaś naszych biologów jako przedstawiciele Flory żywej pojawiają się wiciowce, zielenice i krasnopory. Niestety życie to ogranicza się jedynie zgodnie z naszą wcześniejszą wiedzą do wód morskich i oceanicznych. Ale środowiska ekstremalne powszechnie zasiedlają kolonie archeowców i niezliczone kolonie bakteryjne. To tyle jeśli idzie o te sprawy natomiast jak wiecie jako archeobiolodzy skamienieliny są niezmierną rzadkością w dwudziestym pierwszym wieku naszej ery, a związane jest to z brakiem kostnego szkieletyzowania zwierząt. I na koniec o tym Eonie powiem rzecz istotną. Iż w badaniach naukowych nie udało się wyróżnić jednoznacznie skamielin przewodnich dla Protezoiku ale mamy wiele informacji o tym okresie między innymi z tak zwanej fauny ediriańskiej, która niestey nie występowała powszechnie, miała jednak szerokie spektrum w środowisku, a co ważne bardzo szybko ewoluowała i te środowiska będziemy mogli zbadać w następnej epoce w której się znajdziemy i będziemy mogli wyjść na tak zwane świeże Paleozoik i MezozoikA jeszcze jedno jako że Paleozoik jest to najstarsza Era Fanerozoiku my wyjdziemy na ląd już chyba, aż w samym Paleozoiku, jako że w tej wielkiej eksplozji ewolucyjnej. Jest tam co obejrzeć i dotknąć pod względami geologicznej jak i biologicznej struktury świata tego okresu. Obecnie zbadamy naocznie żywe okazy trylobitów, czy pazurnice, oraz wszelkich innych przedstawicieli jakie są dostępne w tym okresie Kambru. Zakończył prezentację okresu docent Pawlaczyk. Jak mamy daleko jeszcze, do pierwszego postoju? Bo zdało by się rozprostować kości, zażartował ni stąd ni zowąd profesor Krasiczyński. Bo przecież nie było mowy na razie na opuszczenie pojazdu z powodów bezpieczeństwa. Natomiast profesor Krasiczyński przez interkom, zapytał prowadzącego obecnie pojazd pilota Piotra co ten zaraz odpowiedział i zameldował się niemal po wojskowemu. Melduję panie profesorze że opuściliśmy zgodnie z pana poleceniami Prekambr i Proterozoik, a obecnie znajdujemy się pod wodą jak ustalaliśmy wcześniej, i zbliżamy się do strefy końcowej kambru a wczesnym ordowikiem. Na chronografie wskazywany jest obecnie dokładnie 498 milionów lat do naszych czasów i zgodnie z wiedzą wejdziemy w Ordowik za jakieś pięć minut. Wobec tego niech pan zwolni podróż w czasie do zera i przekaże obrazy na monitory do każdego pomieszczenia. I niech pan znowu gdzieś nie wyrżnie dziobem w dno albo gdzieś indziej. Spokojnie panie profesorze wszystko mamy pod kontrolą, odpowiedział nieurażony porucznik Konieczny. Po chwili słychać było cichy szum wyłączanego napędu jonowego używanego do podróży w przestrzeni ziemskiej jak i pod wodą. Na monitorach ukazał się obraz podmorskich głębin bardzo późnego Kambru i wczesnego okresu Ordowiku. Polonia przekształciła się niejako w okręt podwodny, i wolno sunąc przy samym dnie przekazywała aktualny obraz z zewnętrzna dno było porośnięte roślinami wodnymi a za chwilę w innym miejscu była kompletna pustka pod względem roślinności ale za to pojawiały się najróżniejsze zwierzęta a głównie trylobity, ale i glony, stawonogi, gąbki, czy strunowce Nad dnem morskim Polonia spędziła około dwóch godzin, po czym docent wydał polecenie wynurzenia się podejścia pod stały ląd aby obejrzeć istniejący tam porządek lub nieporządek rzeczy. Okręt wypłynął z głębokiej podwodnej eskapady pierwszej przecież od zatrzymania się na dłuższy czas aby w końcu podjąć jakieś konkretne badania. W międzyczasie matka jako główny komputer analizował wszystkie napływające dane o temperaturze tak powietrza jak i wody i wszystkiego co było konieczne aby wiedzieć. Wyświetliła na panelach bocznych Temperatura 20 stopni Celsiusza. Zawartość tlenu w atmosferze 12,5 procenta w objętości dwutlenku węgla zawartość wynosi około 4500ppm. Poziom wód morza z którego wyszliśmy to od 30 do 90 metrów od wierzchołku dna. Temperatura wody 16 stopni Celsjusza. Po czym zaraz pokazał się obraz samego brzegu i liczne zwierzęta za chwilę do rąk naukowców matka dostarczyła zebrane i poddane kwarantannie biologicznej próbki wyciągnięte i pobrane z morza uprzednio, na co uczeni zaraz rzucili się jak sępy na ofiarę na pustyni i zabrali się do skatalogowania jak i opisywania wydobytych pierwszych okazów których przecież podczas tej wyprawy mieli zamiar zebrać jak najwięcej. No a początek całkiem niezły powiedział docent do pan spojrzy na te różowe Namcalathusy. Wezwie pan doktor Jackowską niech je zaraz spreparuje i umieści w pracowni do dalszych badań. Powoli obrazy na zewnątrz pojawiały się i znikały jak w kalejdoskopie gdyż załoga nie chciała być w stanie jak by to określić, statycznym a to z kolei i dla własnego bezpieczeństwa ale po pobraniu próbek przesuwali się cały czas zgodnie z kierunkiem obecnie postępującego czasu, chociaż z prędkością zupełnie nie zależną od wschodów i zachodów słońca ale od własnych potrzeb i ochoty dla przy okazji zwiedzania, tego dawno przewiniętego jak na rolce filmu Sylur, Dewon, Karbon, PermPo chwili na monitorach pokazał się wspaniale rozrośnięty las dewoński, wprawdzie już z nieco późniejszej epoki, co przy osiągnięciach obecnej techniki nie było niczym zupełnie nadzwyczajnym, a różnica w krajobrazie była tak znaczna, że natychmiast to skłoniło załogę do zatrzymania się i obejrzenia naocznie całej dostępnej w pobliżu wehikułu czasu przyrody. Patrzcie państwo jakie cudowne tu lasy paproci drzewiastych, o wielkiej ilości widłaków, czy wszędobylskich skrzypów. Widać też powstające olbrzymie połacie torfowiskowe. Oraz rynio fity i inne ciekawe rośliny. Po czym na ekranach pokazała w kolejnych odsłonach się pełna gama Ordowickiej Fauny i były po prostu niesamowite, pierwszy raz człowiek mógł niemal dotknąć, dawno wymarłego świata, a ten na oczach wszystkich uczestników ekspedycji prezentował się doprawdy najokazalej jak tylko Ordowiku w pełni kwitł i aż raził swoimi kolorami wcale się nie wstydząc swoich prymitywnych kształtów. Cała obecna flora jak i fauna jak by celowo podchodziła coraz bliżej od obiektywy kamer i aparatów filmowych, te zaś nieustanie zapisywały każdy zauważony szczegół. Każdy z nich był bardzo, istotny dla poprawienia wiedzy człowieka o tym pradawnym świecie zwierząt, i niezwykłych roślin. Był to przecież pierwszy przystanek w tej wielkiej podróży przez dawno zapomniany okres w dziejach ziemi. Po chwili wehikuł przeniósł się w epokę Syluru, i znowu pokazywały kamery wszystko co było za mocnym jak najtwardsza hartowana stal kadłubem Polonii. Potrzeba wyjścia na zewnątrz wehikułu czasu, od samego początku wyprawy była niezrealizowanym snem dla wszystkich uczestników wyprawy, jednak obawy profesora Krasiczyńskiego o zdrowie powierzonej mu załogi, była niemal jak obsesja i na razie nic nie wskazywało na to iż ten akademicki wykładowca zezwoli na wyjście poza okręt. Jednak i sam w głębi duszy pragnął tego, jak niczego na widok tego niesamowitego dziwacznego potwora Ducleneosteusa aż się cofnęli odruchowo wszyscy naukowcy od monitorów gdyż nikt by nie chciał skończyć wyprawy, w takiej okropnej paszczy uzbrojonej w zębiska ostre jak szable ułańskie. Ten potwór przewyższał nawet dzisiejsze nasze rekiny ludojady czy zabójcze orki, w swojej nieokiełznanej krwiożerczości i chęci mordu dla, nie tyle zaspokajania własnego głodu, co raczej narzuconego przez tę prymitywną naturę czujnego jak barometr instynktu myśliwego, polującego na około na wszystko co się tylko znalazło w obrębie jego ślepiów i wielkich płytowych zębisków. Toteż obawy profesora były jakoś tam usprawiedliwione. Jednak wyprawa wysłana była po to aby badać naocznie, wszystko co było tu do zbadania i najważniejsze dotknięcia. Jednak puki co, wehikuł w czasie przeniósł się w powietrzu kilkanaście metrów nad ląd stały i dalej relacjonował i nagrywał wszystkie obrazy dewońskiej i jeszcze sylurskiej przyrody z najbliższej okolicy. dzieli się na (trzy epoki) paleocen, eocen i oligocen. paleogen. podokres trzeciorzędu ery kenozoicznej, dzieli się na: paleocen, eocen, oligocen. era. jednostka czasu w dziejach ziemi największa, dzieli się na okresy. podpunkt. każda z mniejszych całości, na które dzieli się punkt zasadniczy. eszelon. każda z części, na które Noc w Twyfelfontein nie minęła spokojnie, a to za sprawą zwierząt, których obecność była dokuczliwa. Jednak nie były to te dostojne olbrzymy, których pośrednią obecnością zachwycaliśmy się poprzedniej nocy, lecz mali niemal niewidoczni bzyczący krwiopijcy. Chyba przez większą część nocy zmagałem się z tym nieznośnym w Palmwag. fot Andrzej RakowskiAby pozbyć się tych skrzydlatych intruzów przyjąłem strategię wystawiania głowy, spod śpiwora, na przynętę i czekałem, aż te sztukasy wylądują na moim czole. Następnie przystępowałem do ataku z nadzieją, że unieszkodliwię napastnika. Jednak po kilku minutach sytuacja się powtarzała. Nie wiedziałem czy to ciągle jest ten sam komar, czy może nadleciał kolejny i to irytujące bzyczenie wciąż się powtarzało. Po jakimś czasie nie wytrzymałem i włączyłem latarkę, by sprawdzić czy na pewno zamki od namiotu są zasunięte. Zamki owszem, były zamknięte, ale od spodu przy zawiasach zionęły dwa otwory, które były zaproszeniem do nad wyschniętym korytem efemerycznej rzeki, które w czasie obfitej pory deszczowej staje się nieprzejezdne. fot. Andrzej RakowskiNie pospałem zbyt długo po tym jak się uporałem komarami, gdy już pojawiła się następna przeszkoda. Na zewnątrz wciąż była noc gdy obudziłem się zziębnięty, a ponieważ nie przygotowałem sobie ciepłych ubrań na taką ewentualność, to musiałem wyjść z namiotu i szukać polaru i spodni w bagażu. Trzecia pobudka, już o świcie, była wywołana przez drobne opady deszczu. Jednak jak szybko się zaczęły, tak jeszcze szybciej przestały. Spojrzałem na zegarek i uświadomiłem sobie, że dalsze spanie nie ma już sensu, lepiej wstać i szykować się do razu po śniadaniu wyruszamy w kierunku, znajdującego się w krainie Kaokoland, Opuwo. Kaokoland to kraina: obfitująca w koryta rzeczne, które nigdy nie wpadają do morza; którą przemierzają słonie o szerokich stopach; z mnóstwem tajemniczych kręgów na ziemi, wewnątrz których nie wschodzi żadna roślina; gdzie w sklepach natrafimy na klientów przyozdobionych w tradycyjny ubiór; a trudno dostępne drogi niemal pożerają opony; lecz przede wszystkim słynie ona z zamieszkującego go ludu Cyphostemma currorii, sukulent gromadzący wodę otoczony wszechobecnymi drzewami mopane. fot. Andrzej RakowskiPoruszamy się po wytyczonej i wijącej się, jak wąż, drodze, wśród niewielkich pagórków, zwanych przez miejscowych – pochodzącym z języka afrikaans – słowem koppie. Koppie są skalistymi pagórkami, których powierzchnia jest pokryta zwietrzeliną skalną, składającą się z różnej wielkości głazów. Porastająca je roślinność to, niemal wszechobecne, drzewa mopane, które pokrywają zbocza w nieznacznym pewnym momencie dostrzegamy, wyróżniające się kolorem pnia i konarów jasne drzewo, jest to okazja do postoju. Tym drzewem jest Cyphostemma currorii, znane również jako Butter Tree. Drzewo należy do rodziny sukulentów, czyli roślin gromadzących zapasy wody. Na taką nazwę z pewnością ma wpływ barwa pnia i gałęzi, która jest koloru masła. Porze suchej drzewa zrzucają liście. Drzewo kształtem przypomina baobab, lecz zwykle rosną one do 3m wysokości. Niekiedy drzewa osiągają wysokość przez potężne siły geologiczne krajobraz Kaokolandu. fot. Andrzej RakowskiPodczas gdy jedni podziwiają „drzewo masłowe”, to inni postanawiają udać się na tzw. stronę w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych. Lecz spokój zakłóca odkrycie Gregory’ego na piasku obok jednego z samochodów. Jest nim wyraźny odcisk łapy wielkiego kota. Według Gregory’ego ślad został pozostawiony przez lamparta, i jak utrzymywał był świeży. Lamparty znane są z doskonałego podchodzenia ofiar, co można podsumować stwierdzeniem, że gdy go widzimy, to już jest za późno. Dlatego zbyt daleko się nie oddalamy i nie odchodzimy pozostawione na piasku przez lamparta. fot. Andrzej RakowskiOkoło wczesnych godzin popołudniowych zaczynami robić się głodni, a jedziemy przez niezamieszkane tereny. Gregory i Sacky utrzymują, że na pewno będzie miejsce, w którym będziemy mogli zjeść drugie śniadanie. Mają rację, po jakimś czasie dojeżdżamy do przydrożnego baru, którym jest samotny budynek z parkingiem i tarasem. Na tarasie są nakryte obrusami stoły, a na nich sztućce i szklanki, jak to zwykle ma miejsce w punktach gastronomicznych. Jest to tym bardziej zdumiewające, ponieważ jadąc nie widzieliśmy żadnych zabudowań. Dopiero siedząc na tarasie widzimy w oddali zabudowania jakiejś jest prowadzony przez energiczną i przedsiębiorczą kobietę z ludu Herero o imieniu Victoria ubraną w tradycyjny strój. Długa i niezwykle barwna sukienka miała krój z epoki wiktoriańskiej, czyli wąska w talii, a szeroka na dole. Co tworzyło sylwetkę kształtem zbliżoną do klepsydry. Całość wieńczyło nakrycie głowy, uszyte z tej samej tkaniny co sukienka, o trójkątnym kształcie, przy czym końcówki dwóch boków były wysunięte do przodu. Taki układ symbolizował krowie rogi. Krowy znajdują się w centralnym punktem w kultury Herero. Kobiety Herero zaczęły ubierać się w ten sposób w XIX w. pod wpływem żon energiczna i przedsiębiorcza właścicielka baru, ubrana w tradycyjnym stróju kobiet Herero. fot. Krzysztof GlegołaW budynku oprócz kuchni znajdował się sklepik, w którym można było kupić lokalne rękodzieło. Na ladzie ujrzałem piękne lalki Herero, które przedstawiały kobiety w tradycyjnych strojach. Jeszcze w Namibii nie widziałem tak pięknych lalek, nawet w drogich sklepach w Swakopmundzie czy Windhoeku. Gdy zabrakło lalek Victoria natychmiast wykazała się przedsiębiorczością i reakcją na zapotrzebowanie rynku. Chwyciła telefon w rękę i dokądś zadzwoniła. Po kilkunastu minutach pojawia się kobieta, która wykonywała lalki, z nową południu dojeżdżamy do Opuwo, największego miasta w regionie Kunene. Oficjalna liczba mieszkańców Opuwo wynosi 5 tys. mieszkańców, lecz nikt nie wie ile wynosi całkowita liczba ludzi przebywających w mieście z uwzględniająca migrantów, którzy przybywają do miasta w poszukiwaniu pracy. Niestety w Opuwo nie ma zakładów przemysłowych i miasto nie może zaofiarować pracy napływającym do miasta ludziom. W rezultacie mnóstwo kobiet, często z małymi dziećmi na rękach, koczuje na parkingach przed stacją benzynową, czy supermarketu w oczekiwaniu na turystów, którym mogłyby sprzedać własnoręcznie zrobione z Victorią, kobietą Herero. fot. Krzysztof GlegołaWydaje się, że dla turystów główną atrakcją są kobiety Himba, za którymi się „uganiają”, dla nich one są uosobieniem „tradycyjnej” lub „prawdziwej” Afryki. Himba prezentują się niezwykle efektownie. Ich skóra i włosy jest zaczerwieniona od otjize – pasty składającej się z masła i ochry (skała pylasta o barwie czerwonej), którą na siebie nakładają. Tradycyjny ubiór kobiet Himba to tylko skórzane spódniczki; metalowe i misternie wykonane ozdoby z metalu na szyi, przedramionach i na kostkach; i to próbują ustalić swoje miejsce w Namibii – młodym państwie, niepodległym od 30 lat. Przez co ich zwyczaje szybko się zmieniają się. Chociaż większość kobiet chodzi ubranych w tradycyjny sposób, to zaczęły one głosować, posyłają swoje dzieci do szkół i zaczęły liczyć bogactwo zarówno w gotówce, jak i w ilości posiadanego bydła. Mężczyźni Himba częściej mieszają tradycyjny ubiór ze współczesnym ubiorem „cywilizowanego” świata. Dzieje się tak dlatego, że mężczyźni mają większe szanse na znalezienie pracy w kobiety Himba prezentujące misterne dekoracja. fot. Krzysztof GlegołaW latach 80. ubiegłego stulecia ówczesna Afryka Południowo-Zachodnia dotknęła plagą suszy. Na domiar złego na jej terytorium trwała wojna partyzancka pomiędzy partyzantami SWAPO (Ludowej Organizacji Afryki Południowo-Zachodniej ang. South Western Africa People’s Organisation), walczącymi o niepodległość, a wojskiem RPA sprawującym kontrolę nad tym kulturze Himba, podobnie jak u Herero, krowy niezbędnym atrybutem ich tożsamości. Bogactwo jest mierzone nie ilością posiadanych pieniędzy, których Himba nie uznają, lecz wielkością posiadanego stada bydła. W latach 80. podczas wspomnianej suszy padło ponad 90% ich bydła. Wyglądało jakby ich kultura miała się rozpaść. Wiele rodzin przeniosło się do Angoli. Mężczyźni z powodu potrzeby posiadania pieniędzy, a braku innych środków do przeżycia, przyłączali się do armii południowoafrykańskiej i brali udział w zwalczaniu partyzantów. Pozostali, którzy nie byli w stanie się wyżywić napłynęli do Opuwo w poszukiwaniu pomocy fryzury kobiet Himba. fot. Krzysztof GlegołaKozy, które są wytrzymałymi zwierzętami, pomogły utrzymać się przy życiu wielu Himba w trakcie suszy, gdy ci stracili większość swojego bydła. Nawet w obecnych czasach kozy pozostają dla nich bardzo ważne, gdyż nie posiadają rytualnego znaczenia, jakie posiadają krowy i mogą być zabijane dla mięsa lub sprzedawane za nastaniem pokoju i obfitych opadów deszczu w latach 90. Himba odbudowali swoje stada i we współpracy z międzynarodowymi aktywistami zablokowali projekt budowy tamy, której wybudowanie miało spowodować zalanie odziedziczonych po przodkach ziemie wzdłuż rzeki Kunene. Wraz z niepodległością Namibii Himba skorzystali również z nowych możliwości jakie dawał im rząd – edukacji dzieci w objazdowych szkołach; kontroli dzikiej przyrody i turystyki na swoich ziemiach. Niestety, zmiany klimatyczne, wobec których stają nie tylko Himba, są ogromnym wyzwaniem dla ich skalisty pagórkek pokryty zwietrzeliną skalną, jakich wiele znajduje się w Namibii. fot. Andrzej Rakowski Do Opuwo przyjeżdżamy w godzinach wczesnopopołudniowych. Po zakwaterowaniu w Opuwo Country Lodge udajemy się na spotkanie z przewodniczką – Oune, która nas oprowadzi po wiosce Himba. Oune, której imię w języku otjiherero oznacza „kim ona jest”, jest rodowitą Himba, lecz porzuciła tradycyjny styl życia i przeniosła się do miasta. Z Oune spotykamy się przed supermarketem, gdzie zrobimy zakupy, które będą formą naszej zapłaty za wizytę w wiosce. Kupujemy najpotrzebniejsze produkty czyli wodę butelkowaną, olej, ryż, mąkę itp. W sklepie widzimy jak szybko świat się zmienia, jak materializuje się pogląd o zderzeniu kultur. Przed jedną z lodówek z produktami mlecznymi stoi kobieta Himba, która najzwyczajniej załatwia znajduje się kilka kilometrów poza miastem. Ostatnie kilkaset metrów jedziemy z dala od drogi przez rzadki las drzew mopane, który wygląda jak młodnik. Ledwo zatrzymujemy się, a już naprzeciw nam przybywają dzieci, które na każdej szerokości geograficznej są ciekawe. Niektóre z nich chwytają nas za ręce inne po prostu się przypatrują. Po zostawieniu zakupów mieszkańcom wioski podążamy za Oune, która przedstawi nam ich obyczaje, a w zasadzie pokaże nam to, co Himba mają ochotę ujawnić, gdyż niechętnie odkrywają się przed obcymi. Himba nawet dla innych Namibijczyków wciąż pozostają tajemniczy. W wiosce nie ma mężczyzn, którzy wędrują ze swoimi tradycyjnego tańca kobiet Himba. fot. Krzysztof GlegołaJesteśmy prowadzeni do jednej z chat, w której młoda kobieta demonstruje nam rytuał pielęgnacji ciała polegający na nacieraniu skóry czerwoną pastą. Jest nią otjize – mieszanina sproszkowanej ochry (skała pylasta) i masła, którą kobiety Himba wcierają w skórę i we włosy. Ten zabieg sprawia, że przybierają one kolor jasnobrązowy, który o zachodzie słońca przybiera efektowny odcień. Nieodłącznym elementem rytuału jest czynność oczyszczania ciała, która polega na przykładaniu do ciała koszyka kształtem przypominającego pułapkę na ryby, w którym znajdują się rozżarzone kawałki drewna. Koszyk jest przykładany do ciała i gorące powietrze oczyszcza naszemu krokowi towarzyszy spora grupa dzieci. Niektórzy z nas, jak podejrzewam z dobroci, rozdało im upominki, jednak tym gestem czynimy więcej szkód niż pożytku. Jedni otrzymali kredki, inni kolorowanki, lecz nikt im nie wytłumaczył co mają z tym robić. Co oczywiste współpracy między nimi nie ma, gdyż zazdrośnie strzegą tych nieprzydatnych gadżetów. Owszem pokazano im jak puszczać bańki mydlane, lecz mógłbym się założyć, że po wyczerpaniu się płynu te plastikowe zabawki zostaną porzucone. Pomiędzy chłopcami dochodzi do kłótni, starsi i silniejsi wyrywają młodszym „prezenty”.Wszystko to sprawia, że mam rozterki nad zasadnością tych spotkań. Niemal wszyscy turyści przybywający do Namibii chcą odwiedzić wioski Himba, zawsze podkreślają, że nie chcą aby to były pokazowe wioski określając ich mianem cepelii. Chcą aby były autentyczne, lecz nie zdają sobie sprawę z konsekwencji tych wizyt. Gdyż sami przyczyniają się do postępujących zmian. Na całym świecie wypieranie rdzennych kultur wygląda tak kultur, wizyta turystów w wioskach Himba zawsze kończy się zagrożeniem dla tradycyjnego stylu życia, który jest poddawany wpływom obcych kultur opartych na nowoczesnych technologiach. fot. Krzysztof GlegołaSpołeczeństwa ludzkie od wieków poddawane były wpływom sąsiednich kultur, w wyniku czego ulegały mieszaniu się i zmianom. Jednak współcześnie ludzie, dobra i pomysły przemieszczają się znacznie szybciej, rozprzestrzeniają miejsko-ukierunkowaną opartą na nowoczesnych technologiach kulturę, która rozprzestrzenia się wokół globu w czasie kilku dekad. Trafne jest stwierdzenie Moniki, że nie ma już tej dawnej Afryki, aczkolwiek nie jestem pewny kontekstu w jakim to powiedziała. Wydaje się, że jest to trend nieodwracalny i nawet ludzie, którzy starają się chronić tradycyjnego stylu życia nawet się nie zorientują, gdy zaakceptują nowoczesne w schronisku na tarasie nad basenem słuchamy opowiadań Jarka i oglądamy zdjęcia z jego wyprawy do sponiewieranej konfliktami wewnętrznymi Somalii. Słuchamy opowieści, o tym jak w tych trudnych warunkach ludzie starają się urzeczywistnić marzenia, które zmieniają ich kraj i są nadzieją, że pokój na dłużej zawita w Rogu Afryki. Niestety zmagam się ze zmęczeniem, co nie pozostaje niezauważone przez głównego prelegenta, który wprawia mnie w Himba po rytuale oczyszczania i nacierania skóry ochrą. fot. Andrzej RakowskiNastępnego dnia, jak zwykle po śniadaniu, wyruszamy w dalszą podróż. Dzisiaj przed nami przejazd przez najgęściej zaludnioną część Namibii, zamieszkiwaną przez rdzennych Owambo, do Parku Narodowego Etoszy. Jednego z najwspanialszych miejsc do oglądania dzikiej przyrody w Afryce w scenerii jakby wyjętej z innego świata. Gdy w 1907 roku utworzono Park Narodowy Etoszy był to wtedy największy rezerwat dzikiej zwierzyny na świecie. Jego powierzchnia obejmowała wtedy ponad 80 tys. km². Do czasów współczesnych obszar Etoszy zmniejszył się prawie czterokrotnie i obecnie jej powierzchnia liczy nieco ponad 22 tys. km², czyli w przybliżeniu tyle ile województwo zewnętrzne parku są ogrodzone, nie bez przyczyny, gdyż w Etoszy żyje mnóstwo niebezpiecznych dla ludzi zwierząt. Etosza oferuje romantyczny obraz Afryki – wodopoju otoczonego dziką zwierzyną. Taki obraz jest pierwowzorem tętniącej życiem i zatłoczonej oazy wystawionej na bezlitosne działanie promieni słonecznych. Codziennie tysiące roślinożerców, różnego kształtu i rozmiaru, wędruje po kamienistym gruncie w poszukiwaniu życiodajnej wody, którą w porze suchej mogą znaleźć w naturalnych lub sztucznych wodopojach, podczas gdy oportunistyczni drapieżcy wyczekują bacznie obserwując wędrujące acz zarazem niezwykle efektowne, ozdoby Himba. fot. Krzysztof GlegołaKrajobraz wschodniej części parku jest zdominowany przez rozległą nieckę o powierzchni prawie 5 tys. km², która de facto jest pozbawionym roślinności solniskiem. W zachodniej części Etoszy, która dopiero przed kilkoma laty została udostępniona wszystkim odwiedzającym, charakterystyczną cechą krajobrazu są dolomitowe powierzchnia niecki, która jest widoczna z przestrzeni kosmicznej, jest pokryta wyschniętą i wybieloną glebą. Pprzez większą część roku, o ile nie przez cały rok, niecka jest sucha. Słowo etosza, od którego wywodzi się nazwa parku, w języku Ndonga oznacza „wielkie białe miejsce”, co dokładnie oddaje wygląd tego odludnego miejsca. Pierwotnie w tym miejscu znajdował się ogromny zbiornik legendy w tym miejscu była mała wioska. Jej mieszkańcy zostali napadnięci przez wrogie plemię. W wyniku napaści zginęli wszyscy mieszkańcy z wyjątkiem jednej kobiety, która z żalu wylała z siebie tak wiele łez, aż powstało słone jezioro. Z upływem czasu woda wyparowała i pozostała tylko wyjaśnienie zaniku jeziora uwzględnia działanie potężnych sił. Około 35 tys. lat temu, w wyniku ruchów tektonicznych, zasilająca jezioro rzeka Kunene zmieniła kierunek, co doprowadziło do wyschnięcia zbiornika. Obecnie tylko rzeki Ekuma i Oshigambo zasilają nieckę wodą, lecz dzieje się to jedynie w czasie obfitych opadów w porze deszczowej. Przy obecnych zmianach klimatycznych zjawisko napełnienia misy jeziora wodą występuje raz na kilka lat. Wtedy tylko wschodnia część niecki jest zalana wodą i tylko na głębokość 10cm, co i tak sprawia, że odbywa się tutaj niezwykły spektakl życia. Niecka staje się wtedy lęgowiskiem dla tysięcy Andrzej RakowskiZ powodu wielkiej bioróżnorodności fauny w Etoszy jej interesujące dzieje geologiczne są niedostrzegane. Na dnie niecki zalega warstwa skały osadowej – caliche, jej główny skład to węglan wapnia (kalcyt). Jednak to co zdumiewa to znajdujące się na powierzchni tysiące kamieni różnej wielkości – największe nie przekraczają 20cm średnicy. Te kamienie to stromatolity, powstałe z sinic wapienne struktury należą do najstarszych form żywych organizmów na Ziemi. Ich intensywny rozwój był związany z rozrostem powierzchni kontynentów, a tym samym szelfów kontynentalnych, które były siedliskiem życia tych glonów. Największe zróżnicowanie stromatolitów przypadało na proteozoik, czyli drugi eon w dziejach Ziemi trwający od około 2,5mld do około 540mln lat temu. Na początku kambru stromatolity były na skraju wyginięcia. Dlatego zdumiewa fakt, że przetrwały do czasów obecnych. Najbardziej znane stanowiska ich występowania to zat. Rekinów w Australii oraz w Parku Narodowym Torres del Paine w Patagonii w Chile. Dlatego nic dziwnego, że są nazywane żywymi w Parku Narodowym Etoszy, stary niemiecki fort Namutoni. fot. Andrzej Rakowski Erupcja tego wulkanu była zjawiskiem znikomym w porównaniu z oddziaływaniem wielkich prowincji wulkanicznych, powodujących wielkie wymierania w dziejach Ziemi. Dostarczyła do atmosfery ziemskiej zaledwie ok. 120 mln ton dwutlenku siarki w czasie 8 miesięcy.
Era Kenozoiczna jest tą, w której jesteśmy dzisiaj. Zaczęło się 65 milionów lat temu, mniej więcej wtedy, gdy dinozaury wyginęły. pamiętaj, że wszystkie te trzy epoki są zgrupowane w eonie fanerozoiku. Pamiętasz ten drugi eon, Prekambryjski eon? Cóż, ten nie ma w sobie żadnych epok.
najstarszy eon w dziejach Ziemi ★★★ BEZPRYM: najstarszy syn Bolesława Chrobrego ★★★ HARVARD: najstarszy uniwersytet w USA ★ OKEANOS: najstarszy z Tytanów, bóg rzeki na krańcu świata ★★★ RIGWEDA: najstarszy zabytek literacki indoaryjski ★★★★★ oona: STATYKA: najstarszy dział mechaniki ★★★ PREKAMBR

mniej niż eon ★★★ ERY: tworzą eon ★★★ AION: eon, termin religijno-filozoficzny u Homera, Heraklita ★★★★ sylwek: ARCHAIK: najstarszy eon w dziejach Ziemi ★★★ PREKAMBR: najstarszy eon w dziejach Ziemi ★★★ FANEROZOIK: najmłodszy eon w dziejach Ziemii ★★★★★ sylwek

Eon (z łac. aeon z gr. αἰών aiōn 'czas, trwanie, wiek, wieczność') [1] – największa formalna jednostka geochronologiczna, dzieląca się na ery i wynosząca co najmniej 500 mln lat. Eon odpowiada jednostce chronostratygraficznej (jednostce skalnej) o nazwie eonotem. W historii geologicznej Ziemi ustanowiono w zasadzie trzy eony

Środkowym okresem kenozoiku był neogen trwający od 23 mln do 2,6 milionów lat temu. Wyróżniamy w nim miocen i pliocen. Powstały wtedy Andy, Alpy, Himalaje, Morze Śródziemne oraz Przesmyk Panamski. 2,6 mln lat temu zaczął się czwartorzęd, który trwa do dziś. 11 700 lat temu zakończył się plejstocen, czyli epoka lodowcowa.

Eony: Hadeik poprzedni okres: powstanie Ziemi następny okres: archaik nieformalna jednostka stratygraficzna w randze eonu, odpowiadająca okresowi w dziejach Ziemi, przed i w trakcie formowania się skorupy ziemskiej Hadean – 4567,17- 4000 mln lat temu 4 mld lat temu zakończył się eon ( Hadeik), on poprzedzał Archean Planeta stygła, brak organizmów żywych NXTAISW.